Zwlekałem z napisaniem tego tekstu, ponieważ byłem zmęczony reprezentacją Chin w 2019 roku. Zaczęło się nie najgorzej, od ćwierćfinału Pucharu Azji w styczniu. Smoki odpadły po meczu z Iranem, który okazał się znacznie lepszy. Okej, to mogę zrozumieć – Persowie to jedna z najmocniejszych drużyn na kontynencie. Ale nie potrafię zrozumieć, co działo się z Chinami przez kolejne miesiące. Stosunkowo łatwa grupa eliminacyjna do Mistrzostw Świata 2022 okazała się być męczarnią. Remis z Filipinami i porażka z Syrią spowodowała, że z kadrą pożegnał się Marcelo Lippi.
Nie lepiej było z zespołami młodzieżowymi. Po fatalnych wynikach z reprezentacją u-22 zwolniony został kolejny znany trener, Guus Hiddink. Ciężko było wytłumaczyć przegrane z takimi zespołami, jak Wietnam, Kambodża czy po raz kolejny, Syria. Zamiast się rozwijać, chińska piłka reprezentacyjna zaczęła się cofać. Miliony juanów inwestowanych w szkolenie piłkarzy wciąż nie dają efektów. Dlatego też grudniowy turniej Mistrzostw Azji Wschodniej był dla wielu kibiców ( w tym dla mnie) obojętnym zakończeniem mizernego roku.
Do Korei tymczasowy selekcjoner Li Tie (na co dzień pracujący w Wuhan Zall) zabrał wielu debiutantów, jednak nie zabrakło też bardziej doświadczonych graczy, np. Yu Dabao, Cai Huikanga, Zhang Xizhe czy Wei Shihao. Jeszcze mniej znanych zawodników przyjechało z Japonii, także Korea Południowa nie miała swoich największych gwiazd. To dawało szansę, by Chińczycy mogli coś ugrać. Niestety, Mistrzostwa Azji Południowej były dla Smoków takie same, jak cały rok.
Zaczęło się od meczu z Niebieskimi Samurajami. 10 grudnia na stadionie Busan Gudeok zasiadło jedynie 800 widzów. Mogli oni zobaczyć 3 bramki, jednak tylko jedna z nich była autorstwem Chińczyków. Najpierw w 29 minucie trafił Musashi Suzuki, a w 70 Genta Miura. Smoki odpowiedziały tylko honorowym trafieniem Dong Xueshenga w doliczonym czasie gry.
Aby w trzecim meczu nie grać o pietruszkę, Chińczycy musieli wygrać najpierw z gospodarzami turnieju, czyli Koreą Południową. Czy tak się stało? Niestety nie. Jedyną bramkę w tym spotkaniu zdobył Kim Min-Jae, obrońca grający na co dzień w Beijing Guo’an. Li Tie nie potrafił wydobyć z niedoświadczonych Smoków umiejętności potrzebnych na pokonanie (nie ma co się oszukiwać) lepszych rywali, jakimi była Korea i Japonia.
Zanim przejdziemy do meczu z Hongkongiem, warto też wspomnieć o tym, jak wcześniej radziła sobie reprezentacja z delty Rzeki Perłowej. Podopieczni fińskiego trenera Mixu Paatelainena aby awansować do turnieju finałowego, musieli przejść drugą fazę eliminacyjną. Przeciwnikami byli Chiński Tajpej (gospodarz), Korea Północna i Mongolia (zwycięzca pierwszej fazy eliminacyjnej). 11 listopada na Taipei Municipal Stadium spotkały się dwie „chińskie” drużyny. Górą okazali się Hongkończycy, którzy wygrali 2:1. Pierwszego gola zdobył Jaimes McKee, powracający do gry po ogłoszeniu końca kariery w lipcu. Drugą bramkę dorzucił Chung Wai Keung, który gra dla Eastern Sports Club. Kolejnym przeciwnikiem byli Koreańczycy z Północy, najsilniejsi rywale w grupie. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Meczem, który zadecydował o awansie do turnieju finałowego, była potyczka z Mongolią. Okazała się tylko formalnością, ponieważ Hongkończycy wbili przeciwnikom aż 5 goli.
W tych ciężkich dla Hong Kongu miesiącach sport może być dla lokalnych kibiców chwilą wytchnienia od poważnych problemów. Jednak wyniki osiągane przez reprezentację nie sprawiają, że mieszkańcy regionu mogą się uśmiechnąć. W turnieju finałowym zawodnicy Paatalainena przegrali najpierw z Koreą 0:2, a następnie z Japonią 0:5.
W końcu 18 grudnia doszło do spotkania zwaśnionych stron, Chin z Hongkongiem. Nie sposób nie pamiętać o aktualnej kryzysowej sytuacji w regionie, tym razem jednak mecz był rozgrywany na neutralnym terenie (o piłkarsko-politycznej rywalizacji ChRL z HK możecie przeczytać w tym artykule: https://azjagola.com/2019/10/06/o-tym-jak-pilka-nozna-miesza-sie-z-polityka-chiny-hong-kong/).
Hegemon nie mógł tego meczu nie wygrać. Zawodnicy Li Tie wykonali swoją robotę i wygrali 2:0. Bramki zdobyli Ji Xiang i Zhang Xizhe. Tym samym Chiny zajęły na koniec 3 miejsce z 1 zwycięstwem i bilansem bramek 3-3, a Hongkong zaliczył 3 porażki i nie zdobył żadnego gola, tracąc aż 9.
Co nas czeka w pierwszych miesiącach 2020 roku? Reprezentacja Smoków wciąż nie ma trenera. Li Tie nie jest formalnie selekcjonerem pierwszej drużyny, a jedynie jednym z kandydatów, którzy mogą objąć to stanowisko. Były zawodnik Evertonu ma duże szanse na sukces, przemawia za nim świetna postawa Wuhan Zall, które zajęło w zakończonym niedawno sezonie 6 miejsce w CSL. Oprócz niego wymienia się także Li Xiaopenga, który drugi rok z rzędu zdobył nagrodę dla najlepszego trenera w lidze (Shandong Luneng, 5 miejsce), a także Wang Baoshana z Henan Jianye (8 miejsce). Wszyscy trzej mają w tym tygodniu spotkać się z przedstawicielami Chińskiej Federacji Piłkarskiej, którzy być może już niedługo podejmą decyzję. Na ten moment nie bierze się pod uwagę kandydatur zagranicznych. Po fiasku Marcelo Lippiego, który pobierał gigantyczne pieniądze za swoją pracę bez widocznych efektów, nowym trenerem ma być Chińczyk.
Celem przyszłego selekcjonera będzie bez wątpienia awans na MŚ. Sytuacja w grupie eliminacyjnej jest bardzo trudna, ale nic nie jest jeszcze stracone. Być może niedługo już w kadrze zadebiutują kolejni naturalizowani piłkarze, z Ricardo Goulartem na czele. Za granicę wyjedzie prawdopodobnie Wei Shihao, którym mocno interesuje się Granada. Dołączy on tym samym do największej gwiazdy Smoków, Wu Leia, który od roku gra w Espanyolu. Doświadczenie zdobyte w tak mocnej lidze musi pomóc reprezentacji, która tak bardzo potrzebuje liderów z krwi i kości.
Wei Shihao może być następnym piłkarzem po Wu Leiu w lidze Hiszpańskiej
Sama CSL także ma przejść reformy, dzięki którym „wymusi” na chińskich piłkarzach wyjazd do Europy. Obecnie lokalni zawodnicy zarabiają w swojej ojczyźnie tak dużo, że nie mają potrzeby na szukanie klubów na Starym Kontynencie. Sam Wu Lei przechodząc do Espanyolu stracił około 50% swoich zarobków. Od nowego sezonu będzie wprowadzone tzw. salary cap, dzięki czemu kluby nie będą mogły płacić swoim piłkarzom więcej niż określa limit. Jednak nie wiadomo wciąż, jakie to będą kwoty.
Nadchodzi Nowy Rok – czego mogą życzyć sobie kibice chińskiej reprezentacji? Znacznie lepszej gry, poprawy wyników i zauważalnego progresu. Niech Smoki wreszcie pokażą swoją ambicję i udowodnią, że są w stanie powalczyć z najlepszymi reprezentacjami na kontynencie. Nie wymagam (i nawet nie wierzę), że w najbliższych latach Chiny mogą stać się piłkarską potęgą na świecie. Będę bardzo cieszył się z tego, jeśli uda się osiągnąć poziom zbliżony do Japonii i Korei. To będzie najlepszy prezent.
Autor tekstu: Maciej Łos
Wyświetleń: 454