Vissel Kobe kojarzy nam się w ostatnich latach z klubem głośnych transferów i głośnych europejskich nazwisk. Kojarzy nam się także z trwonieniem pieniędzy, grą poniżej oczekiwań i sytuacjami niegodnymi klubu J.League. Dziś, przebudowany Vissel Kobe może być nie tylko przestrogą, ale i wzorem dla wielu innych klubów ligi.

W ekipie z prefektury Hyōgo jeszcze niedawno grali tacy zawodnicy jak Andres Iniesta, David Villa, Lukas Podolski, Thomas Vermaelen, czy Bojan Krkić. Taktyka sprowadzania prawie emerytowanych gwiazd europejskiej piłki nie przyniosła jednak Visselowi większych korzyści. Klub tułał się w okolicach środka tabeli, a często niżej. Za sprawą jednego z wspomnianych zawodników Kobe cierpiało też straty wizerunkowe, bo aklimatyzacja w japońskich realiach i w japońskiej piłce niespecjalnie go interesowała. Obraźliwe zwroty, zwalnianie trenerów, obwinianie kolegów z drużyny za własne niepowodzenia, mała piłkarska jakość dodana. To tylko jedne z nielicznych wspomnień tamtego czasu w Kobe. Były też ciągłe zmiany na stanowisku trenera (więcej TUTAJ) przez co nie mogło być mowy o jakiejkolwiek stabilizacji i wdrożeniu swojego stylu. Teraz wszystko się zmieniło.

Przed sezonem dokonano oczywiście wielu wzmocnień, jednakże zupełnie innych niż do tej pory. Obecny sezon Vissel Kobe rozpoczął z czterema Brazylijczykami, którzy byli jedynymi zagranicznymi piłkarzami w kadrze. Biorąc pod uwagę fakt, że w Japonii niemal każdy zespół ma w kadrze spory zaciąg z Brazylii, możemy dostrzec gigantyczną zmianę w budowaniu zespołu. Co więcej, pierwsza jedenastka zespołu firmy Rakuten składała się przez większą część sezonu wyłącznie z Japończyków. Z Japończyków, którzy czuli się częścią Visselu albo którzy sami chcieli do Visselu Kobe trafić. W ostatnich 2 latach postanowiono zmienić model klubu i zamiast europejskich gwiazd sprowadzono rodzime gwiazdy, które grały w Europie. Yoshinori Muto i Yuya Osako to niegdyś gwiazdy Bundesligi i Premier League, a także reprezentacji Japonii. Dziś to gwiazdy Visselu Kobe, z którym za wszelką cenę chcą sięgnąć po mistrzostwo kraju. W kadrze znajduje się także doświadczony Gotoku Sakai, czy legenda boisk J.League Hotaru Yamaguchi. Nowy Vissel Kobe zbudowany został jak japoński samochód z rynku JDM z lat 90. Z japońskim sercem, z japońskimi elementami, ale przede wszystkim z japońską duszą. Dlatego właśnie z miesiąca na miesiąc wygląda coraz solidniej i coraz groźniej.

Goal.com/jp

Goal.com/jp

Nie bez powodu na początku gdy wspomnieliśmy o trenerach, odesłaliśmy Was do artykułu sprzed 5. lat, który poświęcony jest trenerowi Takayakiemu Yoshidzie. Ten były piłkarz i trenerski wychowanek Visselu Kobe pełnił rolę ratownika w “starym” i źle budowanym klubie i pełni kluczową rolę w “nowym”, przebudowanym klubie. Gdy de facto rządził nim Podolski z kolegami, Yoshida zatrudniany był tymczasowo w celu ratowania zespołu przed spadkiem i nawet w obliczu świetnie wykonanej pracy i poprawy gry całego zespołu był zwalniany, gdyż nie miał “głośnego nazwiska”. Złe traktowanie trenera odbiło się echem w Japonii i klub był mocno krytykowany za takie praktyki, a ze strony kibiców (w tym swoich) spotykał się z niemałą niechęcią. Po tym burzliwym epizodzie w Kobe, trener Yoshida spróbował swoich sił w Nagasaki, gdzie swój trenerski warsztat szlifował pod okiem wielkiego Makoto Teguramoriego, chodzącej legendy Vegalty Sendai. W czerwcu 2022 roku zarząd Visselu Kobe po raz kolejny zwrócił się o pomoc do trenera Yoshidy, a ten po raz kolejny przyjął propozycję klubu licząc się zapewne z tym, że niedługo znów zostanie na lodzie. Ale to był już nowy Vissel Kobe. Budowany inaczej, z innym spojrzeniem, z innymi planami i z innymi celami.

Po zakończeniu sezonu 2022 na stole czekał kontrakt dla Takayukiego Yoshidy, który ten bez wahania podpisał. Mając do dyspozycji zdrowy zespół złożony głównie z Japończyków chcących walczyć o najwyższe cele, szkoleniowiec rozpoczął tworzenie zespołu, który obecnie podbija J.League. Yoshida szybko zabrał się do wprowadzania swojej piłkarskiej ideologii w życie. Ideologii, której przecież przez wiele lat uczył się w Kobe, którą ukształtował w Kobe i którą szlifował potem pod okiem Teguramoriego. Jest on kimś, kogo przez te wszystkie lata brakowało w Kobe. Z zachowaniem proporcji, jest on kimś takim kim dla Kawasaki jest Toru Oniki. Jest człowiekiem klubu, który ten klub ma w sercu i który ten klub rozumie lepiej, niż jakikolwiek trener z “głośnym nazwiskiem” może zrozumieć. Trener dostał czas, dostał topowych zawodników, a przede wszystkim dostał zaufanie samego Mikitaniego.

Słusznie krytykowany Vissel Kobe, który był przykładem złego i wręcz absurdalnego budowania zespołu, stał się dziś w tym temacie wzorem. Kadra oparta na doświadczonych zawodnikach z Japonii wsparta młodymi graczami z potencjałem oraz z trenerem kochającym klub, który ma autorytet i który wdraża swoją konkretną filozofię. Oczywiście we wrześniu tego roku postanowiono nieco zaburzyć ten spokój i nieskazitelny obraz w oczach kibiców sprowadzając Juana Matę i Bálinta Vécseia, ale póki co jest to tylko nieszkodliwy ruch marketingowy.

Kobe było dotychczas “klubem memem” mającym na koncie ledwie 2 trofea w swojej profesjonalnej erze, jeden występ w Lidze Mistrzów i żadnego mistrzostwa kraju. Teraz, na 3 kolejki przed końcem sezonu, jest liderem J.League i zmierza po swoje pierwsze w historii mistrzostwo Japonii. Oczywiście nie będzie o to łatwo, bo za plecami czai się Yokohama F. Marinos, która ma ochotę obronić tytuł mistrzowski. Jakkolwiek nie zakończy się ten sezon to Vissel Kobe już teraz może zaliczyć go do udanych, bo zdobył coś czego poszukiwał w zasadzie od początku swojej profesjonalnej ery. A poszukiwał właściwej drogi, którą będzie podążał i wzdłuż której będzie mógł budować zespół.

Wyświetleń: 143

Autor tekstu: Kamil Gala

Social media

Strefa sponsorowana

Hensfort

Lwowski Baciar

Pewniaczek.pl

Azjagola na Twitterze

Obserwuj mnie na Twitterze