Tak bowiem może czuć się były już szkoleniowiec Visselu Kobe, Takayuki Yoshida. Objął on stanowisko w sierpniu 2017. roku i dostał chyba najtrudniejsze zadanie z możliwych. Ogarnąć klub i jego zawodników. Co to oznacza? Otóż Yoshida miał poprowadzić Kobe do wyników sportowych, ale też miał zapanować nad niebywale trudną szatnią, której brakuje spójności, która jest nękana przez nieporozumienia i w której brakuje wzajemnej sympatii. Nie chcemy tutaj wskazywać konkretnych osób odpowiedzialnych za tę sytuację, ale postępowanie zarządu klubu w ostatnim czasie jest co najmniej absurdalne. Miesiąc przed Yoshidą, do klubu trafił Lukas Podolski. Gwiazda europejskiej piłki, która jak się okazało, będzie jednym z głównych źródeł problemów w szatni.
Niemiec nie zintegrował się z szatnią tak jak wszyscy sobie to wyobrażali. Nie pokazywał tego również na boisku, gdzie rzadko dzielił się futbolówką z kolegami, a sam praktycznie w każdej akcji miał do kogoś o coś pretensje. Ale to jeszcze nic. Co jakiś czas, Podolski znikał z klubu na dłuższy czas, a za powód podawane były przeróżne urazy jakich rzekomo miał nabawić się były reprezentant naszych zachodnich sąsiadów. Ta sama sytuacja ma miejsce obecnie z Andresem Iniestą, który opuszcza któryś mecz z kolei, z powodu… wyjazdu. Czarę goryczy przelało zrobienie z Podolskiego kapitana zespołu. Tak, zawodnik z tak krótkim stażem, zawodnik niedogadujący się z kolegami i jeden z powodów konfliktu dostał opaskę kapitańską.
No ok, specjalne traktowanie gwiazd, które grają kiedy chcą, a zarabiają kilkukrotnie (albo kilkunastokrotnie) więcej od reszty zawodników, po prostu nie mogło przynieść niczego dobrego. Stąd konflikty i brak atmosfery w szatni. Sytuację pogorszyło oddanie Kazumy Watanabe, któremu ewidentnie nie spodobała się ta sytuacja. Co na to nasz dzisiejszy bohater, czyli trener? Nic. Biedak nie miał na nic wpływu, bo wszystko było kierowane “z góry”. Podolski jest nie do ruszenia, tak jak teraz Iniesta. Yoshida mógł jedynie wydawać im instrukcje co do zachowania na boisku, a prowadzenie zespołu, w którym ma się skłóconą szatnię nie jest łatwe. Mimo wszystko były zawodnik Visselu miał nie najgorsze statystyki, co przy takim funkcjonowaniu klubu było godne poszanowania. Niestety nie dla włodarzy Visselu, którzy oczekiwali od zespołu z nazwiskami znacznie więcej i Yoshida został zwolniony we wrześniu tego roku. Jego miejsce zajął Juanma Lillo, który był asystentem Jorge Sampaolego w kadrze Chile i w Sevilli. Zagrywka w stylu włodarzy Kobe, czyli ktoś z nazwiskiem.
Wracając jednak jeszcze do transferu Iniesty. Jest to idealny przykład absurdu, jaki ma miejsce w klubie. Otóż Yoshida nie miał absolutnie żadnego wpływu na przyjście Hiszpana i został postawiony przed faktem dokonanym. Zuchwała decyzja włodarzy, no i brak szacunku do trenera, który robił co w jego mocy, aby uporządkować ten zgotowany przez zarząd chaos. Jedyny plus jest taki, że Iniesta daje rzeczywistą jakość na boisku. Oczywiście kiedy gra, a nie przebywa poza granicami Japonii.
Takayuki Yoshida naprawdę znosił wiele i po cichu pracował najlepiej jak potrafi, aby osiągnąć coś z zespołem. Był tego bliski, gdyż przed jego zwolnieniem Kobe miało realną szansę na Top 3 w lidze. Oczywiście nadal teoretyczna szansa istnieje, ale po debiucie nowego trenera można w to nieco zwątpić. Kobe prowadzone, przez Hiszpańskiego szkoleniowca zostało pokonane przez Urawę Reds aż 4:0. W tym spotkaniu widzieliśmy rzeczywiście różnicę w grze Visselu, w stosunku do ery Yoshidy. Nie oddali oni bowiem celnego strzału przez całe spotkanie i zostali zdominowani przez ekipę z Saitamy w niemal każdym aspekcie gry.
Jeżeli ktoś myśli, że w Japonii zespół buduje się w oparciu o lojalność, wytrwałość i zaufanie do swoich trenerów to może się tutaj poważnie zdziwić, gdyż sytuacja z Yoshidą nie jest jedyną w historii J.League. W ostatnich latach mieliśmy chociażby zwolnienie Makoto Teguramoriego z Vegalty Sendai, czyli trenera, który zdobył z drużyną wicemistrzostwo Japonii. Włodarze uznali jednak, że zespół potrzebuje trenera z nazwiskiem i zastąpił go Graham Arnold. Wspaniała decyzja Vegalty, gdyż przez dwa następne sezony broniła się ona przed spadkiem.
Kolejny przykład to już historia z tego roku. Z Urawy Reds najpierw został zwolniony Takafumi Hori, a następnie Tsuyoshi Otsuki, który pełnił funkcję tymczasowego trenera.
Ten “tymczasowy trener” zaliczył 4 zwycięstwa z rzędu i z nim na ławce Urawa nie przegrała żadnego meczu. Bilans bramkowy 7-3 (4 spotkania z czystym kontem) w 6 meczach 4 wygrane, 2 remisy.
Już zapewne wiecie co będzie dalej. Tak jest, został odwołany po niecałym miesiącu pracy, bo klubowi potrzebny jest zagraniczny trener z nazwiskiem. Zatrudniono więc Brazylijczyka Oswaldo de Oliveire a Otsukiego schowano do szafy, czyli w nagrodę pocieszania powierzono mu funkcję trenowania młodzieżówkę czerwonych diamentów.
Urawa to klub z ambicjami na mistrzostwo, a był moment w tym sezonie, że miała ona tylko kilka punktów przewagi nad strefą spadkową. Obecnie też nie ma rewelacji, bowiem zajmuje odległe 8. miejsce. Kolejna “świetna” decyzja.
Sytuacja z trenerem Yoshidą pokazuje, że przed Kobe jeszcze mnóstwo pracy, jeżeli klub myśli o czymś więcej niż miejscu w środku tabeli. Wyników nie osiągają same nazwiska, a przez brak szacunku do trenerów i zawodników można skutecznie zniechęcić do siebie nie tylko kibiców, ale też potencjalnych nowych piłkarzy i szkoleniowców. Miejmy nadzieję, że włodarze Visselu wyciągną wnioski z tej sytuacji i nie popełnią więcej podobnego błędu. Panu Yoshidzie życzymy natomiast szybkiego znalezienia nowego pracodawcy, który doceni jego pracę i nie “zdradzi” go tak jak jego były klub.
Autor tekstu: Kamil Gala
@GalsonHM
Wyświetleń: 568