W życiu prywatnym jestem fanem West Hamu United i lubię oglądać mecze Premier League. Skoro kibicuje tej drużynie to postanowiłem napisać artykuł pod tytułem, który jasno sugeruje jego tematykę i nawiązanie do moich dwóch miłości – Japonii oraz West Hamu. Do tej pory w J.League występowało aż sześciu zawodników, którzy wcześniej lub później zakładali koszulkę ekipy popularnych „The Hammers”.
W lecie 1998 roku Hayden Foxe dołączył do Sanfrecce Hiroshima. Za ten transfer odpowiadał Eddie Thomson, który przez wiele lat był jego opiekunem w reprezentacji Australii. W tamtym czasie zespół z Hiroszimy był w posiadaniu niewielkiej kolonii australijskich zawodników. Oprócz niego występowali tam także Aurelio Vidmar, Graham Arnold (tak ten sam, obecny selekcjoner rep. Kangurów) i Anthony Popović. Ostatnie nazwisko z byłym reprezentantem Japonii Kenichim Uemurą stworzyli niezłą linię obrony. Rudy obrońca spędził dwa świetne sezony i później ponowie poleciał na Stary Kontynent – rozegrał 41 spotkań i zdobył 5 goli. Po podpisaniu umowy z West Hamem United chłopak z Sydney od razu trafił na wypożyczeniu do KV Mechelen by móc dostać pozwolenie na grę na wyspach Brytyjskich. Po zaledwie czterech meczach w lidze belgijskiej Australijczyk wrócił kanałem La Manche i od razu zadebiutował w przegranym meczu z Evertonem 0:2. To było w drugiej części sezonu 2000/01. Aussie miał jedno rewelacyjne wspomnienie w trakcie grania w koszulce z młotem na piersi. Otóż gdy był nietrzeźwy podczas imprezy bożonarodzeniowej w pubie, w myśl bawimy się na całego zaczął oddawać mocz na barek oraz piłkarskie wizerunki. Przez tylko jego śmieszący wyczyn musiał przeprosić całą drużynę za swoje nieodpowiednie zachowanie. Ostatecznie dzięki tak fenomenalnej integracji w ekipie „Młotów” defensor nie mógł liczyć na regularną grę i poprosił władzę o zmianie otoczenia. Później szukał szczęścia jeszcze w Anglii (Portsmouth, Leeds) i na koniec w jego ojczyźnie.
2. Lucas Neill
Legenda australijskiego futbolu obok Marka Schwarzera, Tima Cahilla czy Harry’ego Kewella. Przez dwa lata Lucas Neill był zawodnikiem West Hamu United. W młotach jednak nie zrobił tal barwnej kariery jak w Blackburn Rovers gdzie po udanych występach był łączony z największymi klubami świata. Pół roku po przejściu do West Hamu Australijczyk przestał być lubiany przez kibiców klubu z Lancashire. W każdym meczu przeciwko dawnej drużynie był wygwizdywany. A Japonię odwiedził dopiero w lecie 2013 roku i podpisał kontrakt na resztę sezonu z Omiyą Ardiją. Jako doświadczony defensor boisk Premier League miał zapewnić ekipie z dzielnicy Saitamy lepsze wyniki w J1. Ale wszystko poszło na odwrót i grali beznadziejnie. Ledwo utrzymali się w elicie. Najlepsze jest to, że „Wiewiórki” przed zakontraktowaniem reprezentanta Australii zajmowały 1. miejsce tuż przed zakończeniem półmetku sezonu… Gdyby Siara z Kilera był fanem tego zespołu, to by idealnie podsumował całą kampanię w ich wykonaniu słowami: No i cały misterny plan poszedł w p**du! W tej drużynie Aussie zagrał tylko 9 spotkań i największe jego osiągnięcie to czerwona kartka. Niestety był to zdecydowanie jeden z najgorszych transferów w historii J.League.
3. Paulo Wanchope
Tylko jeden sezon Paulo Wanchope spędził w drużynie z Boleyn Ground, choć do dzisiaj wspomina ten czas bardzo dobrze. Była to niezła zabójcza „dziewiątka”, która świetnie porozumiewała się z Paolo Di Canio w ataku i świętował wygranie nieistniejących rozgrywek UEFA Intertoto Cup. Po siedmiu latach gry na wyspach napastnik dogrywał resztę kariery w krajach egzotycznych. Do Kraju Kwitnącej Wiśni przyleciał dopiero pół roku po MŚ w Niemczech i został ogłoszony zawodnikiem FC Tokyo. U Japończyków popularny La Cobra ze względu na problemy z kolanem nie był już kozakiem tak jak kiedyś. 16 razy zagrał dla stołecznego klubu i trzykrotnie pokonał bramkarza rywali. Jako ciekawostkę można dodać, że super-snajper z Kostaryki w tamtym czasie był najwyższym piłkarzem „Gazowników” – mierzył dokładnie 193 cm wzrostu!
4. Paulo Futre
To coś dla fanów z lata 80’ i 90’. Paulo Futre w sezonie 1996/97 reprezentował West Hamu United. Po transferze Portugalczyk od razu pokłócił się ze władzami „Młotów” o „10” na koszulce. Ostatecznie dostał ten numerek dzięki porozumieniu się z Johnem Mocurem, który dwa tygodnie spędził w jego ekskluzywnej willi z widokiem na pięknie położone pole golfowe. Mieli naprawdę szalony układ. Z J.League przywitał się w lipcu 1998 roku i wówczas biegał w koszulce Yokohama Flügels. W zespole z Jokohamy radził sobie całkiem nieźle i miał dobrych zawodników, z którymi mógł współpracować na boisku – m.in.: z Seigo Narazakim, Yasuhito Endo, Igorem Lediachowem czy Takayukim Yoshidą. Właśnie portugalski Diego Maradona tam zawiesił buty na kołku po średnio imponującym bilansie – 13 spotkań i 3 goli. Z kolei klub na zawsze zniknął z piłkarskiej mapy Japonii i połączył się z Yokohamą Marinos, która miała problemy finansowe. Musimy przyznać, że mieli naprawdę ciekawą pakę…
5. Freddie Ljungberg.
Kolejne znane nazwisko światowego futbolu i jest to Freddie Ljungberg. To wieloletni piłkarz Arsenalu. W WHU miał występować przez cztery lata, ale ciężka kontuzja nie dawała mu spokoju. Ostatecznie u nich grał przez 12 miesięcy i po tym czasie odszedł. W drugiej połowie sezonu 2011 napastnik dołączył do Shimizu S-Pulse. Epizod w klubie z pomarańczowej części prefektury Shizuoki trwał niedługo i nie udało mu się zyskać statusu gwiazdy J.League – zagrał tylko 11 bezbarwnych meczów.
6. Mark Bowen
Przez cały sezon 1996-1997 Mark Bowen ubierał angielską koszulkę o kolorze bordowo-niebieskim i później przeprowadził się do Shimizu S-Pulse. U „Pomarańczowych” obrońca urodzony w Neath stacjonował bardzo krótko, ale za to wykręcił fajne liczby – 10 razy pojawiał się na boisku i strzelił cztery bramki. Do dzisiaj legenda Norwich City (321 występów dla kanarków) i niedawny menadżer Reading jest jedynym zawodnikiem z Walii w historii J.League.
Na koniec dodam krótko o moim ulubionym klubie. West Ham United od czasu narodzin nigdy nie posiadał żadnego zawodnika z Japonii. Ale mogło w nim zagrać dwóch Japończyków. Po mundialu na azjatyckiej ziemi kapitan reprezentacji Japonii Tsuneyasu Miyamoto otrzymał od nich ofertę. Ostatecznie ją odrzucił i pozostał dalej zdobywać trofea w Gamba Osaka. Obrońca nie był jeszcze gotowy do ewentualnej gry w Europie. Jakieś dwa lata temu super snajper reprezentacji Nipponu Shinji Okazaki był na celowniku „Młotów” i też do transferu nie doszło. Wolał pozostać w ciepłej Hiszpanii, gdzie wciąż przebywa. Może już w niedalekiej przyszłości zobaczymy jakiegoś Samuraja w ekipie z Londynu. Czekam cierpliwie by jedno z moich marzeń w końcu się zrealizowało.
Autor tekstu: Klemens Przybył – Piłka nożna w Japonii
Wyświetleń: 379