Thorsten Fink to niegdyś piłkarz wybitnego Bayernu Monachium, który ma w swoim piłkarskim dorobku m.in. Puchar Ligi Mistrzów, Puchar Interkontynentalny, 4 Mistrzostwa Niemiec i 3 Puchary kraju. Dziś Thorsten Fink jest trenerem Visselu Kobe, z którym sięgnął po pierwsze w profesjonalnej historii klubu trofea. Udało nam się porozmawiać z 52-letnim trenerem i zadać mu kilka pytań. Zapraszamy!
Znaleźliśmy się obecnie w bardzo trudnych czasach. Cała sytuacja spowodowana koronawirusem dotknęła niemal każdy kraj na świecie i w związku z tym futbol praktycznie zniknął na pewien czas. Jak zniósł Pan tę przerwę? Było Panu łatwo spędzić tak długi czas w zamknięciu?
Tak, to bardzo trudny moment dla wszystkich, nie tylko w futbolu. Przerwę zniosłem czytając książki, oglądając nagrania innych zespołów oraz oglądając nagrania potencjalnych przyszłych zawodników. Miałem także więcej czasu na zrobienie rzeczy, na które nie mam czasu podczas normalnego trwania sezonu.
Może Pan powiedzieć jak w obecnej sytuacji radzi sobie klub? Prowadzi Pan sesje treningowe przez, dla przykładu, połączenia wideo?
W następnym tygodniu rozpoczniemy treningi grupowe, a od 1 czerwca będziemy mogli trenować z całym zespołem. Ale oczywiście będziemy musieli stosować się do wszystkich zasad higienicznych itd.
Przeprowadzaliśmy treningi przez Zoom’a z naszymi trenerami od przygotowania fizycznego. Zawodnicy otrzymali specjalne programy, które mówiły im co mają robić podczas “lockdown’u”.
Jakie to były programy?
Były to między innymi specjalne plany biegowe. Piłkarze otrzymali także polecenie oglądania swoich meczów z przeszłości, żeby mogli zwrócić uwagę na elementy które mają do poprawy. Ale nic więcej. Przez problem z koronawirusem nie byli niestety w stanie zrobić więcej.
Teraz sytuacja jest już znacznie lepsza i zawodnicy otrzymują indywidualne programy, które mogą realizować.
Jak zareagował Pan i cała drużyna, gdy dowiedzieliście się, że Gotoku Sakai otrzymał pozytywny wynik na obecność koronawirusa?
Z racji, że Gotoku Sakai miał koronawirusa, wszyscy musieliśmy pozostać w kwarantannie. Było to dla nas bardzo trudne, bo nie mogliśmy na przykład wychodzić na zewnątrz.
Czy sam zawodnik dobrze zniósł tę sytuację?
Gotoku zniósł całą sytuację bardzo dobrze. Był około 4 tygodni w szpitalu, co oczywiście było dla niego bardzo długim czasem, ale widziałem go niedawno i jest w dobrej formie. Czasy powoli się zmieniają i możemy robić więcej, on może robić więcej… Gotoku to piłkarz z dobrą mentalnością i charakterem.
Zostawmy więc wirusa. Przed przeprowadzką do Japonii był Pan trenerem w Europie. Który zawodnik Visselu Kobe ma Pana zdaniem możliwości do gry na naszym kontynencie?
Oczywiście mamy zawodników, którzy mogą grać w Europie jak Vermaelen, czy Iniesta. Ale mamy także innych zawodników. Jednym z nich jest na pewno Kyogo Furuhashi.
Powie Pan dlaczego?
Furuhashi to bardzo dobry zawodnik. Jest szybki, jest bramkostrzelny, posiada odpowiednią fizykę i technikę. Uważam, że ma wszystko potrzebne do gry w Europie w przyszłości. Mam nadzieję jednak, że nie trafi tam już teraz, bo potrzebuję go w zespole.
Jest Pan trenerem Visselu Kobe od czerwca 2019 roku. Przejął Pan klub, gdy ten miał poniesionych aż 11 porażek w 20 meczach, ale zdołał Pan wygrać 3 z 4 pierwszych spotkań wliczając wielką wygraną na Ajinomoto Stadium z FC Tokyo. Następnie wygrał Pan z klubem dwa duże trofea, które były pierwszymi pucharami w profesjonalnej erze Visselu Kobe. Jak udało się Panu tak zmotywować zespół? Podzieli się Pan z nami sekretem, który stał za tak nieoczekiwanie dobrą formą zespołu?
Gdy przyszedłem, klub znajdował się w bardzo trudnej sytuacji i przegrał 9 spotkań z rzędu. Musiałem więc zobaczyć co jest nie tak z zespołem, bo ten miał i ma dużo jakości. Pokazałem zawodnikom że najważniejszymi rzeczami są praca zespołowa, jedność i pasja. I, że mamy te trzy rzeczy. Inni trenerzy także stosowali dobre taktyki i wykonywali dobrą pracę. Nie wiem co robię lepiej niż moi poprzednicy, ale uważam, że uformowałem zespół. I to zespół, który idzie w jednym kierunku, co jest najważniejsze w futbolu, czy działaniu firmy. Chodzi właśnie o to, aby wszyscy patrzyli w jednym kierunku jako jedna drużyna, która chce wygrać wszystko. Pokazałem im więc, że mamy to wszystko czego potrzebujemy.
Oczywiście potrzebna jest także odrobina szczęścia, to normalne. Jednak nie jest też tak, że osiągnąłem to tylko dzięki szczęściu siedząc w swoim mieszkaniu. Potrzebna była głównie ciężka praca, dzięki której udało mi się zmienić atmosferę panującą w klubie.
Przejdźmy na chwilę do historii. Na początku swojej kariery trenerskiej był Pan asystentem Giovanniego Trapattoniego, który także trenował Pana w Bayernie. Trapattoni był również selekcjonerem reprezentacji Włoch podczas Mistrzostw Świata w 2002 roku, gdzie Włosi odpadli w 1/8 finału z Koreą Południową po bardzo kontrowersyjnym meczu, który uruchomił nie tylko temperament trenera, ale i spekulacje na całym świecie. Czy słyszał Pan, aby po latach Trapattoni wracał do tego meczu?
Szczerze mówiąc nie słyszałem nic na ten temat. Ale było dla mnie zaszczytem pracować z Trapattonim. To dżentelmen, jest bardzo cierpliwy i bardzo go lubię. To bardzo dobry trener z dobrym charakterem. Byłem jego asystentem przez 6 miesięcy i było wspaniale pracować z nim. Nauczyłem się bardzo dużo.
Wygrał Pan wiele trofeów jako trener, ale jeszcze więcej jako piłkarz. Jednym z nich było najważniejsze klubowe trofeum, czyli Liga Mistrzów z 2001 roku. Muszę więc zapytać… Jakie to uczucie sięgnąć po ten puchar? Jak to jest mieć świadomość, że ma się w domu złoty medal Ligi Mistrzów?
Liga Mistrzów z 2001 roku była najważniejszym dla mnie tytułem zdobytym z klubem. To niesamowite uczucie. Przegraliśmy tytuł w 1999, w którym zagrałem dobry mecz, ale popełniłem błąd i straciliśmy wszystko. Bałem się wtedy, że już nigdy nie uda mi się wygrać Ligi Mistrzów. Dlatego zdobycie tego tytułu w 2001 roku było dla mnie bardzo ważne. Mam medal w swoim portfolio.
Mieliśmy świetny zespół, który nauczył mnie, że praca zespołowa jest bardzo istotna w futbolu. Pamiętam pełny stadion i panującą atmosferę. Myślisz, że masz może jedyną okazję w karierze, aby wygrać ten tytuł, a my tego dokonaliśmy. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Skoro zapytałem o finał z 2001 roku, to muszę także zapytać o wspomniany przez Pana legendarny finał 1999. Wszedł Pan na murawę w 80. minucie zmieniając Lothara Matthäusa. Później Manchester United strzelił dwie bramki w doliczonym czasie gry i zdobył tytuł. Wyobrażam sobie, że emocje i uczucia zawodników były nieco różne od tych, które czuli fani. Co po końcowym gwizdku przyszło Panu do głowy? Był Pan bardziej zdenerwowany, czy smutny? Jak wyglądała po meczu szatnia Bayernu?
Byłem bardzo wściekły, bo jak już wspomniałem popełniłem błąd. Szatnia była bardzo bardzo cicha i odniosłem wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie przez mój błąd. Ale w futbolu nie chodzi o to jak często upadasz, ale jak często się podnosisz. To najważniejsza rzecz. Ja wstałem i być może była to moja największa siła w karierze. Może nie miałem najlepszej techniki jak Iniesta, czy inni, ale miałem mocny charakter i zawsze chciałem wygrywać wszystko.
Zostańmy jeszcze na moment na największej scenie. Pana gol strzelony Realowi Madryt na Estadio Santiago Bernabeu w lutym 2000 roku. Jakie to uczucie strzelić taką bramkę, na tak świetnym i legendarnym stadionie?
Zdecydowanie nie każdy może się pochwalić bramką na stadionie Realu Madryt. Był to mój dobry gol, którego zdobyłem swoją słabszą, lewą nogą. Pamiętam go doskonale, bo Giovanne Elber asystował przy moim golu i był to fantastyczny moment w mojej karierze. No i wygraliśmy ten mecz, co jest jeszcze istotniejsze.
Umieściłby Pan kogoś z obecnej J.League w tamtym Bayernie?
Nie jest łatwo powiedzieć kto mógłby grać w Bayernie Monachium. Zawodnicy jak Iniesta, czy Thomas Vermaelen mają jakość, ale ich kariera nie jest na zbyt wczesnym etapie. Mamy jednak wielu młodych, może 18-letnich zawodników, którzy mogliby się zaadaptować i rozwinąć grając w drugiej drużynie Bayernu. Jednak to zawodnicy na przyszłość.
Jeśli miałbym wskazać jedno nazwisko to myślę, że mógłby to być Yutaro Oda, ale zobaczymy jak się rozwinie w przyszłości.
Zawsze trudno jest trafić do Bayernu Monachium, bo potrzebują tam najlepszych zawodników na świecie.
Jak Pan się czuje w Japonii? Brakuje Panu czegoś konkretnego?
Czuję się bardzo dobrze. Ludzie są pełni szacunku, stadiony są pełne, nie ma chuliganów i nikt nie przychodzi na mecz, aby się bić. Bardzo pozytywna atmosfera, świetne tempo ligi… całkowicie mi się to podoba. Także bardzo dobrze jest żyć w Japonii, jest tutaj bardzo bezpiecznie.
Tęsknię oczywiście za moją rodziną, która mieszka w Niemczech i przez koronawirusa nie mogłem się z nią zobaczyć. Ale rodzina to jedyna rzecz, której mi tutaj brakuje.
Czy przed przyjazdem do Kobe kontaktował się Pan z niemieckimi legendami, które w przeszłości grały w J.League, takimi jak Gert Engels, Guido Buchwald, czy Pierre Littbarski?
Tak, rozmawiałem i rozmawiam z Gertem Engelsem, bo mieszka obok mnie i widuję go często w kawiarni.
Dał Panu jakieś rady?
Tak, rozmawialiśmy dużo o J.League, o życiu w Japonii. Pomógł mi dużo w moich pierwszych miesiącach w Japonii i także teraz zdarza mi się go widywać i rozmawiamy o sytuacji tutaj, w Niemczech, o koronawirusie i jakości tej ligi. Pomógł mi bardzo dużo.
W Japonii bardzo popularny jest system 3-6-1, który w Europie jest rzadko spotykany. Myśli Pan, że dlaczego w Japonii ten system jest tak popularny i dlaczego Japończycy tak bardzo go lubią? No i dlaczego w Europie jest wręcz odwrotnie?
Tak, w Europie głównie gra się 3-4-3, 5-4-1. Systemem 3-6-1 gra się rzadko i grali nim głównie Włosi. Ale teraz zaczynam zauważać coraz więcej zespołów, które grają takim systemem. Grało tak np. Hoffenheim Nagelsmanna… To bardzo nowoczesny system, ale nie jest najważniejsze czy grasz 3-6-1, 3-4-3, 5-4-1, czy 4-4-2. Ważne jak chcesz grać. Czy stawiasz na posiadanie piłki, czy stosujesz pressing, jak odbudowujesz ustawienie. Wiem jednak, że trenerzy tutaj bardzo lubią ten system, ale w tym sezonie Yokohama wygrała mistrzostwo grając z czwórką z tyłu. Każdy system jest tak naprawdę dobrym systemem, jeśli masz zespół, który będzie do niego pasował. Jeśli mam 3 świetnych stoperów i dobrych pomocników, mogę grać z trójką z tyłu.
Zawsze musisz jednak myśleć co jest najlepsze dla danej drużyny.
Czego Pana zdaniem najbardziej brakuje w japońskim futbolu, aby ten znalazł się pośród najlepszych na świecie?
Najważniejszym atutem J.League jest tempo. Japońscy zawodnicy są bardzo szybcy i mają dobrą technikę. Ale uważam, że należy usprawnić defensywę. Największą różnicę w lidze robią napastnicy z odpowiednią fizyką i obrońcy – głównie zagraniczni. Jeśli masz napastnika i obrońcę z innej ligi możesz osiągnąć więcej.
Ale jestem pod ogromnym wrażeniem fanów i pozytywnego nastawienia jakie tutaj panuje. To bardzo atrakcyjna liga dla zawodników zagranicznych, bo także dobrze się tutaj żyje.
Czy wziąłby Pan coś z japońskiego futbolu i zaimplementował to do europejskiego?
Hmm, nie chciałbym niczego wprowadzać do lig europejskich, bo ligi europejskie takie jak angielska, niemiecka, hiszpańska, francuska to najlepsze ligi na świecie. Jednak w Japonii gra się bardzo dobrą piłkę. Jeśli chcesz wygrać z reprezentacją Japonii to czeka Cię trudne wyzwanie, każdy to wie. W Japonii wykonuje się naprawdę dobrą robotę, ale wiadomo także, że niemiecki, ogólnie europejski futbol jest obecnie dużo lepszy. Jednak powtarzam, że w Japonii gra się również bardzo dobry futbol. Lubię tutaj pracować, lubię zawodników. Mamy dużo talentów i jestem przekonany, że niektóre z nich trafią do Europy.
A z europejskiego do Japonii?
Nie wiem, może charakter i niemiecką mentalność? Na pewno więcej kreatywności indywidualnych zawodników i umiejętność tworzenia większej przestrzeni. Przestrzeń jest bowiem bardzo istotna do kreatywnej gry. Poprawiłbym także fizyczne możliwości zawodników.
Andres Iniesta jest bez cienia wątpliwości jedną z legend europejskiej piłki. Jaką pełni w Visselu Kobe rolę poza boiskiem? Jest kimś w rodzaju mentora dla młodszych zawodników? Czy Ci pytają go o rady, albo wskazówki?
Andres to wspaniały piłkarz i tak, dla młodych zawodników pełni rolę mentora. To także moja prawa ręka i bardzo mi pomaga. Chciałby pomóc poprawić się wszystkim w klubie. Zna profesjonalny i duży futbol. Bardzo istotna jest dla niego świadomość, że teraz ma przed sobą inną pracę niż wcześniej. Bo Barcelona to Barcelona, ale inne zespoły w Europie, czy gdzie indziej muszą wykonywać trochę inną pracę. A on wykonuje ją bardzo dobrze. Wygraliśmy dwa tytuły w dużej mierze dzięki niemu. Nie tylko dlatego, że jest świetnym zawodnikiem i posiada ogromne umiejętności. Ale także dlatego, że w odpowiednim momencie potrzebujesz go, bo on potrafi zadecydować o wyniku meczu.
Jak Lukas Podolski w finale. Obaj zawodnicy nie byli w 100% w pełni formy, bo wrócili po kontuzji, ale zagrali i zrobili różnice. Potrzebujemy tych zawodników także tutaj, w Japonii. Każdy zna Lukasa Podolskiego i Andresa Inieste. To bardzo dobra rzecz dla ligi, że nasz szef, Pan Mikitani, sprowadza takich zawodników do J.League. To bardzo ważne dla ligi.
Andres nie jest także typem zawodnika, który myśli, że jest najlepszy i który chce to za wszelką cenę pokazać. On po prostu gra w piłkę, pomaga wszystkim, daje rady młodym zawodnikom. Najważniejsze, że cieszy się grą w piłkę i właśnie to mu powiedziałem kiedy przybyłem do klubu. “Ciesz się grą, a sukcesy przyjdą”.
No właśnie. Pracował Pan także ze swoim rodakiem, Lukasem Podolskim. Było wiele głosów mówiących o jego nastawieniu i problemach jakie sprawiał w szatni. Czy były one prawdziwe? Czy Lukas Podolski był rzeczywiście tak trudnym zawodnikiem do prowadzenia?
Do tej pory nie grałem nigdy z Lukasem Podolskim, ani przeciwko niemu, ale rozmawiałem z ludźmi, którzy trochę go znali. No i tak, nie jest łatwo pracować z Lukasem, bo ma swój mocny charakter, ale lubię pracować z takimi ludźmi. Nie jest łatwym zawodnikiem do prowadzenia, ale może przesądzać o wyniku, co dla mnie było bardzo ważne. Nie sprawiał mi problemów, dobrze grał i był ważnym ogniwem zespołu. Jest typem człowieka, który chce wygrywać wszystko. On nie chce być numerem dwa, ani numerem trzy. On chce być numerem jeden. Lubię taki charakter i lubiłem pracować z tym zawodnikiem. To lider, który nie boi się odpowiedzialności.
Kyogo Furuhashi to prawdopodobnie jeden z najgroźniejszych napastników w J.League, który jest obserwowany przez europejskie kluby. Jak zdefiniowałby go Pan jako piłkarza?
Bardzo lubię Furuhashiego. To szybki zawodnik z dobrą techniką, który dużo strzela i asystuje. Prawdopodobnie chcą go inne zespoły, ale oby nie, bo potrzebuję go w przyszłości. To kompletny piłkarz.
Na wszystkich treningach Furuhashi wykonuje specjalne treningi biegowe poprawiające jego przyspieszenie. Wykonuje bardzo dużo sprintów na treningach i na meczach.
Na przestrzeni całej Pańskiej kariery trenerskiej towarzyszyli Panu zawodnicy z Korei Południowej. Był Park Joo-ho, Lee Jin-hyun i oczywiście Son Heung-min w Hamburgu. Tutaj nasuwa się pytanie. Czy te kontakty z azjatyckimi piłkarzami pomogły Panu w dzisiejszej pracy w Japonii?
Nie wiem czy praca z Joo-ho, Lee, czy Sonem mi pomogła. To różni zawodnicy, różne charaktery i w tym przypadku nie ma znaczenia, czy to Koreańczycy, czy Japończycy… Tak, to Azjatyccy zawodnicy i wszyscy zgodnie wykonują polecenia. To charakter Azjatyckich zawodników, są jak żołnierze. Jeśli czegoś od nich oczekujesz, oni to wykonają. Było niesamowicie pracować z tymi trzema zawodnikami… No dobrze, może jednak troszkę mi to pomogło 🙂
Jakie są różnice w pracy z piłkarzami koreańskimi, a japońskimi?
Nie potrafię wskazać różnic. Charaktery tych zawodników są często podobne.
Panie Fink, większość osób mających coś wspólnego z futbolem w Polsce, kojarzy Vissel Kobe z dużych nazwisk jak Iniesta, Podolski, czy Villa… Ale pomijając te nazwiska, jak zachęciłby Pan polskich kibiców do wspierania Visselu Kobe?
To prawda, że mamy w klubie duże nazwiska. Jest to istotne także dla ligi, że można zobaczyć Iniestę, Podolskiego, Villę, Vermaelena, może w przyszłości inne wielkie nazwiska grające w klubach takich jak Barcelona. Jednak warto być kibicem Vissel Kobe, bo mamy wizję, pasję i jedność. Jeśli chcesz zobaczyć dobry mecz z dużą ilością goli – zobacz mecz Visselu Kobe.
Jesteście gotowi na powrót J.League? Oczekuje Pan, że gra bez kibiców będzie znacznie trudniejsza niż się wydaje?
Nie, nie jesteśmy. Potrzebujemy treningów z drużyną, bo nie jesteśmy w najlepszej formie fizycznej, co normalne. Ale myślę, że mamy jakieś 5-6 tygodni do startu ligi, a to sporo czasu, aby przygotować zespół do gry.
Spodziewamy się, że będzie nam ciężko grać bez kibiców, bo mamy dobrych fanów i dobrą atmosferę na stadionie. Ale jest jak jest i każdy zespół ma tę samą sytuację. Nie jest to dobra rzecz, ale najważniejsze, aby wszyscy byli zdrowi i gotowi do gry. W J.League i Azjatyckiej Lidze Mistrzów mamy jeden cel – wygrać jak najwięcej. Jesteśmy w stanie to zrobić i zobaczymy co wydarzy się w przyszłości. Mamy wystarczająco czasu, aby przygotować zawodników, także mentalnie do gry bez kibiców i do wygrywania.
Cóż myślę, że wszystko wróci do normalności i miejmy nadzieję, że stanie się to wkrótce.
Tak, też jestem przekonany, że wszystko wróci do normalności. Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej i że każdy będzie mógł grać w piłkę nie bojąc się o zarażenie, czy o śmierć. Życzę wszystkiego najlepszego całemu światu.
Dziękuję Panie Fink za ten wywiad. To był prawdziwy zaszczyt móc z Panem porozmawiać i także trochę powspominać. W imieniu całej redakcji AzjaGola chciałbym życzyć Panu wszystkiego najlepszego w dalszej pracy i w przyszłości!
Ja również bardzo dziękuję za ten wywiad! Życzę jak najlepiej wszystkim polskim kibicom i kibicom Visselu Kobe.
Chciałbym także dodać, że start ligi niemieckiej jest bardzo ważnym znakiem dla Europy, ale i dla świata. Jestem także bardzo dumny, bo jestem Niemcem i pokazaliśmy, Bundesliga pokazała, że jest to możliwe. Teraz musimy się przyglądać, czy wszystko w przyszłości będzie działać jak należy, aby inne ligi także mogły wznowić rozgrywki. To bardzo istotne.
Jeszcze raz dziękuję!
Wywiad przeprowadził: Kamil Gala
Wyświetleń: 6,027