FC Tokyo wygrywa z australijskim Perth Glory w drugim meczu Azjatyckiej Ligi Mistrzów. To drugie zwycięstwo w drugim meczu na Ajinomoto Stadium w tym roku.
Po remisie w Ulsan, apetyty przed spotkaniem były ogromne. Można się było spodziewać efektownej gry, głodu bramek, ofensywnego nastawienia oraz pewnego zwycięstwa gospodarzy. Cóż. Rzeczywistość delikatnie sprowadziła na ziemię niepoprawnych optymistów, którzy na chwilę zapomnieli, że chodzi przecież o FC Tokyo. A więc klub, który nie ma w zwyczaju spokojnego załatwiania spraw i woli doprowadzić kibiców do stanu przedzawałowego. Nie inaczej było i tym razem. Ale po kolei. Kenta Hasegawa desygnował do gry następującą jedenastkę:
Trener potraktował więc spotkanie w pełni poważnie i wystawił najlepszy skład na ten moment. Od początku Tokyo nie grało źle, ale źle nie grało także Perth Glory, które sprawiało “gazownikom” mnóstwo kłopotów. Goście z kraju “down under” mogli nawet objąć prowadzenie, ale brakowało im wykończenia. Co do gry Tokyo… Mogło być gorzej i mogło być lepiej. Brazylijskie trio zagrało nieco gorszy mecz niż w Korei, a gra zespołu układała się gorzej. Brakowało szybszej wymiany podań, niekonwencjonalnych zagrań i lepszego wyjścia na pozycję. Trzeba jednak zwrócić uwagę na chyba największy pozytyw tego spotkania, czyli numer 31. Shuto Abe, który jest wychowankiem Tokyo, zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Dużo pracował, był skuteczny w przechwycie i pewnie operował piłką w środkowej strefie. Pomimo zaledwie 22 lat, Japończyk dawał spokój w linii pomocy co pozwalało Takahagiemu przechodzić nieco wyżej. Bardziej doświadczony w Lidze Mistrzów zawodnik nie zasługuje jednak na taką pochwałę za to spotkanie. Jego występ był bowiem mocno nijaki.
Warto także odnotować debiut w pierwszym zespole FC Tokyo 22-letniego Kazui Konno. Zawodnik, który przeszedł do wicemistrza Japonii z Uniwersytetu Hosei, pojawił się na murawie w 59 minucie i zastąpił bezbarwnego Adailtona.
FC Tokyo znów pokazało, że zawsze gra do końca. W 82 minucie fantastycznym strzałem z dystansu popisał się pozyskany z Kashimy Antlers Leandro, który pokonując golkipera z Australii dał gospodarzom cenne i pierwsze od 2015 roku 3 punkty w Lidze Mistrzów. Asystę przy tym trafieniu zanotował Abe.
Nie sposób nie zwrócić uwagi na świetną atmosferę jaka panowała pomiędzy oboma klubami. Profile klubów wymieniały się uprzejmościami w Social Mediach, a piłkarze nie okazywali sobie niczego poza szacunkiem i uznaniem. Niby prosta i niewielka rzecz, ale wcale nie taka oczywista.
Teraz Tokyo czeka wyjazd do Shizuoki na pierwszy mecz nowego sezonu J.League. Rywalem będzie Shimizu S-Pulse.
Autor tekstu: Kamil Gala
@GalsonHM
Wyświetleń: 312