Yokohama F Marinos wygrała mistrzostwo J.League dzięki zwycięstwu w 3-0 nad pełniącym rolę lidera przez 90% sezonu FC Tokyo. Marynarze dzięki temu zdobywają swój 4 tytuł mistrzowski i kończą swoją 15 letnią posuchę w tym aspekcie.
Przed spotkaniem, które elektryzowało wszystkich fanów Azjatyckiej piłki Marynarze prowadzili trzema punktami nad FC Tokyo i z wyraźną różnicą bramek. Co oznaczało, iż musieliby przegrać mecz różnicą 4 bramek z stołecznym klubem, aby stracić tytuł mistrzowski.
Rzecz wcale nie taka niemożliwa, jeśli mowa o J.League czy piłce Azjatyckiej w ogóle.
Jednak, jako człowiek wierzący w symbolikę J.League pojawiło się zbyt dużo omenów, aby odczarować los pędzących po mistrzostwo Marynarzy.
Na początku meczu, obie drużyny wydawać by się mogło złapały odpowiedni rytm, wymieniając się wzajemnie groźnymi „ciosami.” Choćby Kensuke Nagai z FC Tokyo miał sytuacje 1-1 którą niestety zmarnował.
Pierwszym dobrem i symboliką, która okazała się tragiczna w skutkach dla Tokyo była bramka lewego obrońcy z Tajlandii. 29 letni były piłkarz VIssel Kobe (!) Theerathon Bunmathan strzelił w swoim stylu potężnie z dystansu a uderzenie zostało jeszcze niefrasobliwie dopieszczone przez rykoszet lobując wielkoluda w bramce Tokyo Hayashiego (195 cm).
Cała Tajlandia kibicująca swojemu stranieri wpadła w euforię. Wiadomo już było, że Bunmathan tym samym przypieczętował nową kartę historii i stał się pierwszym piłkarzem nie tylko z Tajlandii ale i Azji Południowo Wschodniej który wygra mistrzostwo J.League. Ba, pierwszym Tajem, który wygrał ligę poza regionem ASEAN (jeśli słyszeliście o kimś takim dajcie znać, ja interesując się Azjatycką piłką od 2001 nie kojarzę takiego grajka).
Sytuacja Marynarzy zrobiła się gorzej niż tragiczna. Nagai w odpowiedzi zmarnował kolejne genialne podanie od Takahagiego pogłębiając frustracje fanów „Gazowników.”
Na dobitkę tragedii Erik strzelił bramkę do szatni wygrywając pojedynek 1-1 z Ogawą
Po zmianie stron goniący wynik Tokijczycy nie byli wstanie nawet wykorzystać błędów obrony F Marinos oraz ich bramkarza Park Il-Gyu. Bramkarza który w 64 minucie wyleciał za czerwoną kartkę za faul na szarżującym niczym wściekły byk Nagaim.
No to, jako dinozaur piłki Japońskiej wiedziałem, że historia lubi się powtarzać i odwrotnie do fanów Tokyo zmartwiłem się ich losem.
W 2003 roku w finałowym meczu play offów (wówczas grano mecz o mistrzostwo J.League niczym finał Ligi Mistrzów) Yokohama F Marinos vs Jubilo Iwata bramkarz Marynarzy już w 17 minucie wypadł z gry za czerwoną kartkę. Był to legendarny Tetsuya Enamoto (14 sezonów w Yokohamie) dziś golkiper Kataller Toyama.
Co zabawne został wówczas zmieniony przez… Tetsuya Enamoto innego bramkarz Yoki o tym samy nazwisku i imieniu. Pamiętam, że jak to oglądałem na żywo to myślałem, że realizator coś pokręcił, ale okazało się, że piłkarz rzeczywiście tak samo się nazywają.
Wystarczy historii. Fakt faktem, ten omen oznaczał tylko kłopoty.
Piłkarze Kenta Hasegawy nie wykorzystali grając w przewadze, żadnej szansy a gospodarze zadali jeszcze jeden cios kontrą Keity Endo. Była to już 7 bramka 22 latka, niestety przy pomocy Hayashiego, który mógł delikatnie lepiej zachować się przy tej sytuacji.
Rezultat meczu pomimo starań gości nie zmienił się do końca meczu i 4 mistrzostwo J.League dla Yokohama F Marino stał się faktem.
Skrót meczu:
Składy meczu:
YOKOHAMA F. MARINOS: Park Iru-gyu, Ken Matsubara, Thiago Martins, Shinnosuke Hatanaka, Theerathon Bunmathan, Takuya Kida, Takuya Wada (Kota Watanabe 90+1’), Marcos Junior (Hirotsugu Nakabayashi 67’), Teruhito Nakagawa, Matheus (Keita Endo 61’), Erik.
FC TOKYO: Akihiro Hayashi, Oh Jae-suk, Tsuyoshi Watanabe, Masato Morishige, Ryoya Ogawa, Arthur Silva (Hirotaka Mita 59’), Kento Hashimoto, Keigo Higashi (Kyosuke Tagawa 46’), Yojiro Takahagi, Na Sang-ho (Yu In-soo 46’), Kensuke Nagai.
Autorem sukcesu został Australijski trener Ange Postecoglou, który stał się oczywiście pierwszym szkoleniowcem z antypodów z tytułem mistrzowskim J.League.
Postecoglou został zatrudniony przez Yokohame na stanowisku trenera w grudniu 2017, miesiąc później od jego szokującej rezygnacji z stanowiska selekcjonera Socceroos pomimo udanych kwalifikacji do Mistrzostw Świata 2018. W pierwszym sezonie poprowadził zespół do 12 pozycji w J.League obiecując fanom oraz włodarzom długofalową transformacje klubu w mistrza z typowym dla niego ofensywnym i ekspansywnym stylem gry.
W Polskich realiach trener, który obiecuje mistrzostwo a kończy na drugim końcu tabeli zostałby szybko oddelegowany z stanowiska. W Japonii cierpliwość popłaca, i dano Australijczykowi komfort długofalowego rozwoju.
Przypomnijmy tylko, iż 54 latek jest autorem rekordu najdłuższej serii bez porażek w Australijskim futbolu liczącym sobie aż 36 spotkań, prowadził Australię na MŚ 2014 a rok później wygrał z nią Puchar Azji 2015.
W tym sezonie również zaimponowała udaną końcówką sezonu w trakcie, której zaliczył 11 spotkań bez porażki (10 zwycięstw 1 remis)!
Sukces szybko uruchamia plotki, jak te o propozycjach z Europy dla Australijczyka czy o wyjście na szczyt listy kandydatów do objęcia pozycji selekcjonera reprezentacji Japonii.
Angee krótko ucina te dywagację mówiąc „Z pewnością w przyszłym roku będą w pobliżu, wciąż są rzeczy, które chce tu osiągnąć. Wciąż uważam, że możemy być jeszcze lepsi.”
Bardziej Japońskim być nie można!
Na uwagę wśród liderów zasługują przede wszystkim stereotypowe z Polskiego punktu widzenia mikrusy Teruhito Nakagawa oraz Park Il-Gyu
Pierwszy to najmniejszy lider zespoły od niepamiętnych czasów Masaki Fukai, z tą różnicą, iż turbo pchełka Kashimy czy JEF United nie zdobył mistrzostwa.
Nagakawa mający tyleż samo wzrostu 161 cm – zaliczył 14 bramek oraz 10 asyst, co jest wynikiem dającym mu idealne warunki do wygrania nagrody MVP. 27 latek już staje się idolem dzieciaków, którzy rezygnują z gry w piłkę z powodu tekstów w stylu „synu jesteś za mały do tego sportu.”
Drugim herosem znikąd jest Koreański bramkarz Park Il-Gyu. Najmniejszy Golkiper w J.League od czasów Takanori Sugeno (179 cm), który zdobył mistrzostw ligi w 2011 roku.
Il-Gyu ma zaledwie centymetr więcej, lecz w meczach nie widać tego utrudnienia, ba gra jako libero niczym błyskawica. Chłopak dopiero w tym roku w wieku 29 lat trafił do J.League (wcześniej cała kariera w J3 i niższych ligach) i od razu przypadł do gustu Australijskiemu trenerowi. Był główną zmienną w porównaniu do poprzedniego sezonu in plus, wyganiając grającego szałowo dla kibiców, ale tragicznie dla wyników Hiroki Ikury do Vissel Kobe (gdzie już zdążył popisać się swoim show).
Nie byłoby również mistrzostwa gdyby nie Takahiro Ogihara, defensywny pomocnik, który niegdyś zdobywał 4 miejsce na Olimpiadzie w Londynie doskonale dowodził zarówno defensywą jak i ofensywą zespołu stając się swoistą wierzą kontroli lotów. Były zawodnik Cerezo Osaka nie był wstanie zagrać w finałowym meczu, ale przekazanie mu trofeum do podniesienia zaraz po kapitanie Kidzie przez kolegów z zespołu było wystarczająco wymowne. Panie Moriyasu gdzie zaproszenie do kadry ?
Do mieszanki wybuchowej dodajmy Stranieri czyli Marcusa Juniora (15 goli 4 asysty) Edigara Junio (11 goli)Erika (8 goli i 3 asysty) Efektownego dryblera Mateusa który przyszedł z Omiyi, ostoję obrony Thiago Martinsa oraz wcześniej wspomnianego Taja Theerathon Bunmathan i wyszła nam wystarczająca mieszanka wybuchowa do tytułu J.League.
Trzeba również wspomnieć, iż tytuł w końcu zdobyli legendarni weterani jak Tadanari Lee (autor złotej bramki na Pucharze Azji 2011) oraz Yuzo Kurihara który spędził w klubie 17 lat ! Samuraj Yuzo niedawno ogłosił zakończenie kariery po obecnym sezonie chcąc być lojalnym barwom klubowym stwierdził, że nie zagra w żadnym innym klubie.
Piękniej nie można tego było zrobić. W sumie można było, wykonano piękny filmik żegnający weterana z wypowiedziami osób które współpracowały z defensorem reprezentacji Japonii. Pojawił się na nim Ahn Jung Hwan z Korei Południowej, Brazylijczyk Dutra czy selekcjonera Nipponu Alberto Zaccheroni
Zespół również zachował się ładnie w stosunku to piłkarzy, którzy przyczynili się do mistrzostwa a już nie są w zespole. Oddali hołd piłkarzom takim jak Hiroki Ikura i Koji Miyoshi. Pojawiały się koszulki tych panów ale i wypisane nazwiska wszystkich dawnych kolegów którzy odeszli na przełomie ostatnich 2 lat.
FC Tokyo nie przegrało mistrzostwa dzisiaj, lecz poprzednimi meczami, w których pechowo lub z własnej winy zamieniali pewne 3 punkty na remisy czy porażki. Przypomnę tylko, że w pierwszym pojedynku z Marynarzami Tokijczycy roztrzaskali obecnych mistrzów 4-2 i wyprzedzam głupie teksty – nie grał już wtedy Takefusa Kubo.
Nie uważam, również, aby odejście Kubo było główną przyczyną porażki w kampanii 2019. Byłoby to zdegradowanie klubu do żałosnej pozycji, gdzie ich los zależny był od 18 latka, którego popularność wyprzedza dokonania. Winy tu trzeba poszukać w decyzjach osoby odpowiedzialnej również za ich największy sukces w historii, czyli drugie miejsce – Kenty Hasegawy.
Hasegawa mordował swoją taktykę 4-4-2 używając praktycznie non-stop tej samej przykrótkiej kołderki. W wielu meczach szedł na minimalizm i wyrafinowane kunktatorskie kalkulacje, w których jak widzimy finalnie się pomylił.
Na jego obronę trzeba powiedzieć, że włodarze klubu zbytnio go nie rozpieszczali i nie otrzymał w przerwie transferowej żadnego wsparcia prócz Koreańczyka Oh Jae-Suka – obrońcy, choć solidnego to niebędącego wstanie odmienić losów drużyny w ofensywie.
Liczenie cały sezon na to, co zrobi zdolny acz chimeryczny Diego Oliveira oraz defensywny napastnik Kensuke Nagai, który zawsze bardziej imponował walką w pressingu niż bramkostrzelnością stało się przewidywalne dla rywali.
Tokyo postawiło pierwszy krok w drodze ku odmienieniu losów stołecznego klubu, który zasłużył na coś więcej niż renomę ligowej mańki-wstańki.
Teraz, jeśli w roku 2020 Tokyo będzie się chciało poszczycić czymś więcej niż tylko wicemistrzostwem J.League i trzema krajowymi tytułami w historii długiej jak sama liga, to musi solidnie wzmocnić dobry acz nie wybitny zespół.
Muszą to zrobić choćby po to, aby piłkarze tacy jak Masato Morishige, Kensuke Nagai czy Yoijiro Takahagi mogli podnieść w przyszłym roku trofeum, jako symbol ich wieloletnich starań.
O sytuacji Tokyo więcej, z pewnością dowiemy się od pozytywnie subiektywnie szalonego fana – Kamila Gali.
Autor tekstu: Adam Błoński
Wyświetleń: 340