Japończycy po wspaniałym meczu pokonali Iran aż 3-0! Dzięki tej efektownej wygranej zameldowali się w finale Pucharu Azji, w którym jutro zmierzą się z Katarem.
Samurajowie nie zachwycali, nie strzelali mnóstwa bramek i nie dominowali rywala, ale robili swoje, czyli wygrywali. Dzięki świetnej taktyce Hajime Moriyasu byli w stanie dostosować się do każdego rywala i znaleźć się w wielkim finale. Ale po kolei.
Tuż przed startem turnieju wypadł Shoya Nakajima, czyli najważniejsze ogniwo w kadrze Japonii, o które opierała się cała gra Samurai Blue. Zastąpił go Takashi Inui, ale i tak była to katastrofalna wiadomość dla ekipy z kraju wschodzącego słońca. Nie złamało to jednak ducha Japończyków i krok po kroku, spotkanie po spotkaniu, robili swoje i pewnie kroczyli po wielki finał Pucharu Azji. W półfinale trafili na Iran, który zdaniem “ekspertów” był faworytem i miał spokojnie przejść słabiutką Japonię. Cóż, wiemy już, że tak się nie stało. Na mecz z ekipą Carlosa Queiroza Japonia wyszła następującym składem.
Pierwsza połowa była dość wyrównana. Japończycy grali szybko piłką, dobrze się ustawiali i przecinali niemal wszystkie akcje Iranu. Niekwestionowanym liderem defensywy Samurajów był Tomiyasu, który antycypował i przerywał akcje Iranu, jakby nic innego nie robił przez całe życie. Iran doszedł do jednej sytuacji, ale został powstrzymany przez Shuichiego Gondę, który oficjalnie został nowym piłkarzem Portimonense. W drugiej połowie Japończycy zaatakowali jeszcze odważniej. Efektem była bramka Osako na 1-0. W tej sytuacji poznaliśmy prawdziwą wartość typowych dla Japończyków cech, czyli waleczności, ambicji i zawsze gry do końca. Podczas, gdy Irańscy obrońcy protestowali i zgłaszali pretensje do arbitra, Minamino pobiegł za piłką, utrzymał ją w boisku i dograł na głowę świetnie ustawionego Osako, który wyprowadził Nippon na prowadzenie.
Chwilę później Japonia miała rzut karny, który pewnie na bramkę zamienił gracz Werderu Brema zdobywając swoją drugą bramkę w tym spotkaniu.
Przy 2-0 Iran musiał się bardziej otworzyć, a to poskutkowało bramką na 3-0, którą zdobył Genki Haraguchi.
Świetny występ Japonii. Zespołu i jednostek. Nikt nie zagrał bowiem słabego meczu i każdy z zawodników był w pełni zdeterminowany aby odnieść w tym spotkaniu zwycięstwo. Gra Japonii przypomina grę Sanfrecce Hiroshimy pod wodzą Hajime Moriyasu. “Strzały” nie grały szałowo, ani porywająco, ale grały niezwykle skutecznie. Często zamęczały rywali i kibiców swoimi minimalnymi zwycięstwami, ale kiedy była taka potrzeba, to odpalały i deklasowały rywala. Jeden z ich najlepszych meczów przypadł na mecz o Mistrzostwo J.League, w którym to Hiroshima odwróciła wynik na stadionie Gamby Osaka i wygrała 3-2. Pokazała wtedy, że kiedy chce, to potrafi zagrać efektownie.
Kluczem do zwycięstwa w tym spotkaniu był geniusz Moriyasu, forma i ambicja zawodników, oraz niesamowita dyscyplina.
Tej żelaznej dyscypliny nie zakłóciły nawet chamskie i niesportowe zachowania Irańczyków, którzy powinni kończyć ten mecz w osłabieniu.
Podopieczni Queiroza nie radzili sobie z Japończykami sportowo, więc w smutny sposób wyładowali na nich swoje emocje. Ci jednak nadal robili swoje i odpowiedzieli im fantastyczną grą i pogromem 3-0. W finale Japonia zagra z Katarem, który na tym turnieju jest w kapitalnej formie… aktorskiej. Popisy Katarczyków w fazie pucharowej powinny znaleźć się w gronie nominacji do Oskara. Podobne zdanie mieli kibice ZEA w półfinałowym spotkaniu, którzy wyrazili swój podziw dla tego kunsztu zasypując Katarczyków podarkami. W Hollywood aktorzy dostają kwiaty, ale kibice z Emiratów mieli przy sobie tylko własne obuwie. Tym większy był to gest, gdyż później musieli wracać do domu boso. Swoje zrobiła też sytuacja polityczna obu krajów, ale w politykę lepiej nie wchodźmy.
Zostawiając niegodne tego sportu zachowania, skupmy się na szkoleniowcu Kataru i pracy jaką włożył w ułożenie tego zespołu. Felix Sanchez Bas zrobił z Kataru finalistę Pucharu Azji, co z pewnością przyniesie mu dużo uznania nie tylko w kraju gospodarza przyszłych Mistrzostw Świata, ale i w całej piłkarskiej Azji. Hiszpan poukładał Katar pod swoją taktykę i doskonale wykorzystał szybkie motory napędowe zespołu. Jak dotąd przodował im Almoez Ali, który prowadzi w klasyfikacji strzelców turnieju. Młody Katarczyk już zdołał wyrobić sobie markę na świecie, a wypowiadał się o nim sam Jose Mourinho, który twierdził, że liga katarska jest już dla niego “za mała”. Zawodnik będzie dla Japończyków największym zagrożeniem, ale Hajime Moriyasu z pewnością jest tego dobrze świadomy. Cokolwiek się nie zdarzy, jedno wiemy na pewno. Zapowiadają się niesamowite emocje i miejmy nadzieję, że wygra futbol. Początek wielkiego finału jutro o godzinie 15:00.
Autor tekstu: Kamil Gala
@GalsonHM
Wyświetleń: 447