Przed spotkaniem Australia – Palestyna zebrały się czarne chmury nad obrońcami tytułu.
Australijczycy choć umiejętnościami i doświadczeniem górują niemiłosiernie nad Palestyńczykami to musimy pamiętać, iż presja wyniku potrafi sparaliżować największe drużyny (przypomnę Niemcy vs Korea na MŚ 2018).
Odpowiedzialność za zachowanie twarzy ciąży na Marku Milliganie kapitanie drużyny Kangaroos.
Ktoś powie, „Co Ty Adam gadasz ten gość strzela bramkę w kadrze raz na 12 spotkań.”
Tutaj chodzi o coś innego – zlepek niepoukładanych talentów jakim jest obecnie Australia Graham Arnolda – potrzebuje mentalnego lidera.
– Osoby, która zmotywuje każdego kto ośmieli się spuścić głowę w dół.
– Lidera która krzyknie, szarpnie kolegę z drużyny z flegmatycznymi ruchami, czy porozstawia chłopaków na boisku pokazując łopatologicznie palcami.
Mark Milligan wydaje się idealnie stworzoną do tej roli osobą. Choć każdy kibic Australijskiej piłki powie, iż jest to chichot losu.
Wojowniczy rosomak od czarnej roboty stał ponad dekadę w cieniu sławniejszych „Kangurów.”
Przypomnijmy iż zaczynał karierę w reprezentacji w 2006 roku kiedy to gwiazdami zespołu były „anonimowe grajki” jak Mark Viduka, Harry Harry Kewel, Brat Emerton, Lucas Neill czy Tim Cahil.
Do kadry powołał go mający nosa do charakternych piłkarzy słynny Holender – Guus Hiddink co tylko dodaje autentyczności jego przeznaczeniu – bycia liderem.
Przez lata Milligan na równym jak deska poziomie utrzymywał swoją wysoką formę Jednak praca jaką wykonywał „czyszczenie równo z ziemią każde zagrożenie” nie była dostrzegana przez przeciętnego zjadacza chleba, przez co był skazany na statystowanie Australijskim gwiazdom.
To dzięki jego ciężkiej harówie w środku pola gwiazdy takie jak Cahil, Joshua Kennedy czy Mathew Leckie mogły skoncentrować się na ofensywie.
Milligan choć niedoceniany przez fanów zawsze był chwalony przez trenerów chcących mieć tak mocny tryb w swojej maszynie. W latach 2007-2008 swoich skautów za Markiem wysyłały takie renomowane firmy jak Arsenal, Porto, Lens czy Blackburn Rovers.
Niestety Mark trafił na czasy początku prosperity Chińskich klubów które z powodu zasady 3+1 w Azjatyckiej Lidze Mistrzów szukały za grubą kasę najlepszych zawodników na pozycję „PLUS JEDYNKI.”
W 2009 roku Shanghai Shenhua podpisało z nim 3 letni kontrakt a sen o Europie został zastąpiony historią o Azjatyckim obieżyświacie.
Dziś Milligan mógłby napisać poradnik „know-how” jak radzić sobie w najsilniejszych ligach Azji.
Zagrał już w Chinach, Japonii, Arabii Saudyjskiej, Emiratach Arabskich i oczywiście w Australii.
A obecnie gra w Europie …w Szkockim Hibernian Football Club.
Mark był wiernym pomocnikiem Sancho Pancho przez 13 lat. Przeżył wszystkie największe wyżej wymienione gwiazdy Australijskiej piłki.
Pozostał sam na placu boju z nowym pokoleniem. Jeżeli wokół statysty padają postacie z pierwszego planu – to okazuje się że w kadrze zostaje tylko on. Z automatu chcąc nie chcąc stajesz się czołową postacią w filmie pod tytułem Australia National Team.
Oczy młodszych kolegów skierowane są na niego, wymownie pytając „co robimy teraz?”
W końcu na czyje doświadczenie mogą teraz liczy ?
Milligan grał na Pucharze Azji 2007,2011, 2015 oraz na Mundialach w latach 2006, 2010, 2014 i 2018.
Bycie na topie ma swoim D.N.A – a na pewno w CV.
Był 3x wybierany do najlepszej drużyny Ligi Australijskiej a jako wisienkę na torcie można uznać że znalazł się w drużynie dekady 2005-2015 A-League (pomimo jego licznych wypadów zagranicznych).
Mark to dla mnie kwintesencja Australijskiej piłki.
Niedoceniany na wszelkie sposoby zawsze udowadnia niedowiarkom iż się mylą.
Mając 178 cm gra całą karierę gra na pozycji środkowego obrońcy lub defensywnego pomocnika (choćby w JEF United) gdzie zarzucano mu że sobie nie poradzi ze względu na warunki fizyczne.
Na środku obrony wykorzystuje swoją inteligencję boiskową, jego antycypacja w połączeniu z skocznością oraz przerośniętą jak na swoją posturę siłą fizyczną czynią z niego obrońcę, którego widzą w składzie kolejni sławni trenerzy.
Na pozycji DMC Milligan jest w swoim żywiole. Bezpardonowe wejścia w zawodnika…tzn. w piłkę odstraszają niejednego cwaniaka. Ilość odbiorów jakie notuje w środku pola imponuje komentatorom na całym świecie.
Mimo opinii rzeźnika w środku pola Mark potrafi zaskoczyć doskonała piłką otwierającą drogę do bramki.
Ale dziś liczy się jego wola zwycięstwa i „moce wokalne.”
Miejmy nadzieje, że Mark Milligan po latach cierpliwego oczekiwania na swoją kolei – nie zostanie kozłem ofiarnym. To nie jego wina, iż złote pokolenia Australii przeminęło a nie ma jeszcze „mądrego” który by ulepił nową ekipę mistrzów.
Czarny scenariusz to ten przypominający Olimpiadę z Grecji 2004 kiedy to po USA po raz pierwszy od 88 przerwała swoją dominację w koszykówce.
Wielkie gwiazdy NBA czekające na swoją szanse po latach bycia w cieniu Micheala Jordana, Reggiego Millera itd. zostały zmieszane z błotem po jednym nie udanym turnieju. Musiały latami słuchać jak to nie potrafiły dźwignąć tradycji sukcesu (Alen Iverson, Tim Dunca, Lebron, Dwayne Wayde).
Azja Gola trzyma za Marka kciuki aby nie musiał takich rzeczy słuchać, po latach oddawania całego serca drużynie “kangurom.”
Mark Milligan zasłużył na coś więcej niż miano wiecznego statysty !
Powodzenia !
Autor tekstu: Adam Błoński
@Adam_Blonski
Wyświetleń: 310