Jesteśmy mądrzejsi o wyniki półfinałów Azji Południowo Wschodniej. Zwany dawniej Pucharem Tygrysa – turniej jak zawsze trzyma wysoki poziom, jeżeli chodzi o dramaturgie i niespodziewane zwroty akcji. Zapraszamy na przegląd półfinałów AFF Suzuki CUP.
1 Grudnia 2018
Bukit Jalil National Stadium, Kuala Lumpur
Widownia: 87,545
Tajowie, jako obrońcy tytułu dwóch poprzednich turniejów, w tym ostatniego na dodatek zdobytego pokonawszy w finale Malezję zostali jednogłośnie określeni faworytem dwumeczu.
Nie tylko historią a i teraźniejszością można było podeprzeć ten osąd. „Wojownicze Słonie” (fantastyczne przezwisko dla piłkarzy) w fazie grupowej zdobyły 15 goli i stracili zaledwie 3 pewnie wychodząc z swojej grupy z dorobkiem 10 pkt. po 4 spotkaniach.
Malezja z kolei musiała do ostatniej kolejki martwić się o awans, i strzeliła dużo słabszym rywalom 7 goli tracąc 5. Ich gra zwłaszcza w obronie budziła poważne wątpliwości w kontekście potyczki z Tajlandzkim niszczycielem.
Obserwując od lat Azjatycką piłkę mogę powiedzieć jedno – wszelkie statystyki i przewidywania można sobie wsadzić w „d.”
Tajowie pewność stracili, kiedy tylko rozbrzmiała pierwszy gwizdek a 80 parę tysięcy zagorzałych kibiców rozbrzmiało niczym w szalonym kotle.
Obraz gry paradoksalnie wyglądał odwrotnie od przewidywanego i to „Wojownicze Słonie” musiały cieszyć, że uszły z życiem przed „Bengalskimi Tygrysami.”
Najaktywnijszy był co ciekawe nie najlepszy strzelec turnieju Adisak Kraisorn (8 goli w 4 spotkaniach) lecz 32 letni Malezyjczyk Norshahrul Idlan. Napastnik z numerem 9 sam miał 3-4 okazję na to aby w pierwszym meczu doprowadzić do niespodzianki.
Ostatecznie wynik 0-0 przy przewadze Malezyjczyków był szczęśliwym darowaniem życia Tajlandii
5 grudnia 2018
Bangkok, Thajlandia
Rajamangala National Stadium
Publicznośc: 46,157
Strzelcy bramek :
Tajlandia: Irfan (21 min – samobój) Pansa (63 min)
Malezja: Syahmi (28 min) Norshahrul (71 min)
Malezyjczycy dokonali nie możliwego i pokonali Tajlandię na ich własnym terenie. No ok. w gwoli ścisłości nie pokonali, bo wynik 2-2 to jakby nie było remis – acz z pewnością wyeliminowali z turnieju dzięki czemu strącili ich brutalnym kopem z tronu czempiona AFF Suzuki Cup.
Drugi pojedynek był już wyrównanym pojedynkiem gdzie obie drużyny padały, co chwilę na kolana po celnych ciosach. Pasjonującą wymiana ciosów rozpoczęła się w 21 minucie od ładnej trójkowej akcji zawodników Tajlandii, którą skwitował nieszczęśliwy samobójem Irfan. Malezyjczyk wszedł na boisko ledwie 3 minuty wcześniej, mówiąc o wejściu smoka swojego rezerwowego trener Tan Cheng nie miał na myśli czegoś takiego.
Trójkowa akcja była dziełem 20 letniego lewego napastnika Jaideda, który dośrodkowywał do weterana Tossakaia, ten przytomnie główką wycofał piłkę do zamykającego akcję pomocnika Puangchana. Zawodnik Bangkok Glass uderzył na tyle niewygodnie, iż piłka minęła bramkarze i dwóch obrońców a trzeci niechcąco skierował ją do własnej bramki.
Jeśli jakiś trener ustawia drużyne w systemie 4-3-3 jak Serb Milovan Rajevac to właśnie z myślą o takich akcjach.
Malezja, która pokazała już w pierwszym spotkaniu, iż nie obawia się mistrza poprzednich dwóch turniejów ledwie 7 minut później odpowiedziała w wielkim stylu.
Syahmi Safari 20 letni prawy obrońca (w klubie gra, jako skrzydłowy lub pomocnik) huknął jak z armaty zza pola karnego nie dając najmniejszych szans bramkarzowi Budpromowi.
W drugiej połowie mająca przewagę piłkarskiej, jakości Tajlandia wykorzystała swoją nową broń, którą wprowadził do kadry Rajevac – warunki fizyczne. Tak…Tajowie słynący od lat w Azji z jednej z najmniejszych średnich wzrostu piłkarzy – w turnieju AFF Suzuki CUP 2018 często posługiwali się iście Wyspiarskimi metodami. Cóż – cel uświęca środki – a nowe nadchodzi.
Sumanay Purisai mierzący 185 cm pomocnik popisał się idealnym dośrodkowaniem z rzutu wolnego na głowę Pansa Hemviboona. Liczący sobie 190 cm byk z Buriram na raty, acz skutecznie pokonał Modhi Farizala.
„Bengalskie Tygrysy” nie odpuszczały, zaliczając kolejny „comeback.”
Na listę strzelców wpisał się Tomasz Frankowski Malezyjskiej piłki, czyli Norshahrul Idlan Talaha w skrócie Mat Yo. Zawsze podziw budzili we mnie napastnicy, którzy mając nie więcej jak 173 (Ryuji Bando, Micheal Owen, Franek) potrafią przyjąć rolę lisa pola karnego. Karierę piłkarską opierali na strzeleckim nosie, takim właśnie spryciarzem jest Idlan Talaha.
Zanim pomyśleliście „Yo, whats up” 32 latek wyrównał wynik na 2-2.
Tajlandia idąc na wygraną jak po swoje, otrzymała prezent od losu, jakim była ręka Syahmi Safari.
Tak, 20 latek postanowił ukraść show i wszystko, co znaczące w tym meczu chciał wykonać sam…nawet dodać dramaturgii w 93 minucie! Giczar w polu karnym był zagraniem na drugą żółtą kartkę udawanego obrońcy, dzięki czemu schodził z boiska z myślą, iż to, co dał swojej drużynie strzelając gola na 1-1 właśnie odebrał prokurując karnego wyrzucającego Malezje z turnieju.
Do rzutu karnego podszedł „Adasiek” czyli Adisak Kraisorn dominant turnieju i najlepszy strzelec tegorocznej edycji (8 bramek)co równa się 100% bramce. Ostatnia minuta meczu, długo celebrowane przygotowania do karnego, kibice Tajlandi machają na pożegnanie fanom Malezji i…pudło!
„Adasiek” strzelił Panu Bogu w okno, Mohdi Farizal goalkeper gości w uściskach zespołu, (choć jego zasług żadna) a miny kibiców obu drużyn zmieniły się o 180%. Ci, którzy płakali w rozpaczy teraz się cieszą, Ci którzy się radowali teraz wyją z rozpaczy.
Wynik 2-2 dzięki golom na wyjeździe dał awans do finału Malezji, która zemściła się za finał z 2014 roku upokarzając rywala na ich własnym stadionie.
„Zabiłem byka, krew z niego sika.”
2 Grudzień 2018
Panaad Stadium, Bacolod
Publiczność: 5,489
Strzelcy bramek:
Filipiny: Reichelt 45+2’
Wietnam: Nguyễn Anh Đức 12′ Phan Văn Đức 48′
Starcie dwóch analitycznych umysłów najwyższych lotów – Koreańskiego trenera Wietnamu Park Hang-Seo, który był współtwórcą sukcesu Guusa Hiddinka oraz obecnie trenującego Filipiny Svena Görana Erikssona, który ma na swoim koncie więcej tytułów niż włosów na własnej głowie.
Była to również walka energii młodych z doświadczeniem starych wyjadaczy.
W zespole Wietnamu 15 z 23 zawodników to uczestnicy styczniowych Mistrzostw Azji U23, na których trener Park sięgnął z nimi po srebrny medal.
Filipiny z kolei to zespół opierający się na doświadczeniu, obraz drużyny nie może być inny, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, iż liderzy kadry jak Stephan Schröck i James Younghusband to 32 latkowie a 9 na 23 piłkarzy ma 30 lub więcej lat. „Uliczne Psy” zdecydowanie górowali warunkami fizycznymi nad swoim przeciwnikami, zbudowani jak gladiatorzy wyspiarze liczyli na zdominowanie przestrzeni powietrznej.
Mimo meczu rozgrywanego w małym kociołku, jakim jest Panaad Stadium w obecności to Wietnam był bitym faworytem. Ich „nowy, stary” bramkarz Đặng Văn Lâm nie stracił nawet bramki w dotychczasowych 4 spotkaniach turnieju.
Aby zrobić na złość piszącemu ten wstęp autorowi, to paradoksalnie „staruszek” z Wietnamu otworzył wynik. 34 letni Nguyễn Anh Đức zrobił to, co umie najlepiej, czyli poszybował w polu karnym rywali wykorzystując swoje 182 cm do strzelenia eleganckiej bramki głową.
Azkals odpowiedzieli dopiero w ostatniej minucie pierwszej połowy.
Były zawodnik Energie Cottbus – Patrick Reichelt wykorzystał dośrodkowanie „młodego męża”, czyli kapitan Filipińczyków Younghusband’a. Uderzenie karate made in Filipino wyrównało wynik.
Wietnamczycy ledwo rozpoczęli drugą połowę a już postanowili doprowadzić do normalności stan rzeczy.
W 48 minucie wszędobylski pomocnik Nguyễn Trọng Hoàng idealnie zrozumiał się z wychodzącym na pozycję Phan Văn Đức’iem. Akcja zakończona zdobyciem bramki na 1-2 była popisem idealnego timingu podającego z napastnikiem.
Do końca spotkania obie drużyny miały po parę okazji do zdobycia jeszcze jednej bramki, wynik końcowy jednak nie uległ zmianie.
6 Grudzień 2018.
Mỹ Đình National Stadium, Hanoi
Attendance: 38,816
Strzelcy bramek:
Wietnam: Nguyễn Quang Hải 83′ Nguyễn Công Phượng 87′
Filipiny: J.Younghusband 89’
Wietnam do drugiego meczu przystąpił z bezpieczną 2 bramkową zaliczką z meczu na wyjeździe.
Komfort zbędny, niepotrzebny dla zespołu, który od początku turnieju zapowiadał, iż idzie na finał.
„Złote Smoki” cały turniej popisywały się żelazną dyscypliną i świetna organizacją gry zarówno w ataku jak i obronie. Filipińczycy dzięki Erikssonowi dopiero zaczynają swoją przygodę z poważną piłką.
Półfinał Suzuki Cup to późna pora na naukę, tak, więc Smoki pożarły uliczne psy w drugiej połowie.
Wpierw w 83 minucie Phan Văn Đức po indywidualnym rajdzie podaniem Nguyễn Quang Hải na pozycję, w które strzelił z 3 metrów najłatwiejszą bramkę w karierze.
4 minuty później Nguyễn Công Phượng pokazał, dlaczego 2 lata temu Japońskie Mito HollyHock miało podejrzenie, iż ten napastnik może wciągnąć J2 nosem (ostatecznie nie wciągnął nawet własnej drużyny). Ośmieszył dryblingiem 3 obrońców i oddał strzał w krótki róg, zaliczając akcję meczu.
Standardowo „Zbrojny Mąż”, czyli Younghusband okazał się tym, który na swoich barkach niesie kadrę Filipin i w 89 minucie udowodnił, co to znaczy kapitan. Jego bramka okazała się zaledwie kontaktową i zbiegiem czasu nadzieja ulatywała z dzielnego zespołu Bengals.
Zasłużone 4-2 w dwumeczu z Filipinami dało awans Wietnamowi do finału turnieju.
Bangals pokazali, że pod wodzą Svena-Görana Erikssona nie będą na Pucharze Azji zespołem, który będzie łapał dwucyfrówkę w plecy. Zostawili po sobie dobre wrażenia i dali całej Azji sygnał, że trzeba zacząć ich poważnie traktować.
Finały Suzuki Cup już 11 grudnia.
Azja Gola serdecznie oczywiście zaprasza na tą Azjatycką batalię.
Autor tekstu: Adam Błoński
@Adam_Blonski
Wyświetleń: 279