Smrodem ciągnącym się za zespół prowadzony przez selekcjonera Juana Antonio Pizziego było spotkanie inaugurujące rozgrywki Mistrzostw Świata z gospodarzem – Rosją, które Arabia Saudyjska przegrała 0:5. Przed tamtejszym spotkaniem spodziewano się znacznie odmiennej gry po zespole z półwyspu Arabskiego. Wówczas trener przekonywał, że opracowane schematy w cyklu przed mundialowym są dopięte na ostatni guzik. Rzeczywiście, chociażby spotkania towarzyskie z Włochami czy Niemcami, choć przegrane, to jednobramkową różnicą, pokazywały, że Saudowie faktycznie mogą grać efektywną piłkę ofensywną. To był pomysł Pizziego na Arabie.
W meczu z Rosją jednak nie widzieliśmy nic, do czego mogliśmy się przyzwyczaić, oglądając spotkania towarzyskie Zielonych Sokołów. Brakowało tak na prawdę wszystkiego, począwszy od zagubionej techniki piłkarzy, po pomysł na gre, kończąc na braku zaangażowania, agresji, cech przywódczych. Przed meczem z Urugwajem trener Juan Antonio Pizzi zmienił totalnie retorykę. Na konferencji prasowej poprzedzającej spotkanie w drugiej kolejce fazy grupowej Mistrzostw Świata zapewniał, że w meczu z latynoską drużyną najważniejszy nie będzie wcale wynik tego spotkania, a to, w jaki sposób jego drużyna zaprezentuje się na boisku. Najważniejszy ma być styl, pokazanie, że Saudowie rzeczywiście potrafią grać w piłkę, że nie są wyłącznie czarnymi gośćmi spod budki z kebabem. Przychodząc na pierwsze spotkanie do wykwintnej restauracji, ubrany w dres z trzema paskami (choć sponsorem technicznym Arabii Saudyjskiej wcale nie jest Adidas, lecz Nike), wszyscy zauważyli że coś jest nie tak, że nie na tym to wszystko polega.
Drugie podejście było już tym, czego oczekiwali zarówno trener, kibice, jak i osoby decyzyjne w Arabii Saudyjskiej. Piłkarze podeszli do stolika, w którym zasiadł Urugwaj, będąc ubranym elegancko, w garniturze i krawacie. To Saudowie w tym spotkaniu pokazywali, że jednak potrafią grać w piłkę. To oni prowadzi dialog z Urugwajem, który przysłuchiwał się temu, co do powiedzenia mają Saudyjczycy, momentami wtracając swoje zdanie. Piłkarze, choć trochę, zerwali z siebie łatkę, na której widniał napis “najgorsza drużyna tegorocznych Mistrzostw Świata”. Widać było wyszkolenie techniczne w ich grze, to że potrafią wykonać przyjęcie kierunkowe, to że na małej przestrzeni z wielką swobodą wykonują trzy-cztery zagrania między sobą. Ktoś zarzuci, że nie było to wcale takie trudne, bo Urugwaj grał piłkę toporną, skupioną na zdobyciu jednej bramki i braku dążenia do podwyższenia rezultatu. Może i tak, ale z drugiej strony nikt im tak grać nie kazał. Urugwaj mógł zdominować przeciwnika, grając na 100%, wygrywając przy tym 10:0. Nie zagrał tak, wygrał wyłącznie jedną bramką, więc rozpatrujemy to spotkanie w takich, a nie innych kategoriach. Mimo, że piłkarze Arabii Saudyjskiej, siedząc już przy jednym stoliku z elegancką i obytą na salonach drużyną Urugwaju, nauczeni swego rodzaju “mundialowego savoir vivre’u”, mieli jeszcze kłopoty z tym, którą ręką sięgnąć po widelec, a którą po nóż, czyli brakowało wykończenia pod bramką przeciwnika, to obraz, jaki zachowamy po tym meczu, jest bardzo optymistyczny dla piłkarzy prowadzonych przez Juana Antonio Pizziego, nawet gdyby wynik tego spotkania skończył się rezultatem 0:4.
Na brak typowego strikera narzekał też na konferencji prasowej już po spotkaniu sam selekcjoner kadry Arabii Saudyjskiej, twierdząc, że piłkarze grali lepiej od swojego przeciwnika, potrafili w ataku pozycyjnym wymienić na połowie rywala momentami nawet ponad dziesięć podań, ale drużyna nie posiadała człowieka, który wykończyłby akcje. Taka też jest prawda. Na mecz z Urugwajem w pierwszym składzie wyszedł najlepszy zawodnik Arabii, Fahad Al-Muwallad, uznawany w swoim kraju za Messiego z półwyspu Arabskiego.
Tylko, że ten piłkarz nominalnie gra na prawym skrzydle, a nie na środku ataku. Jego atuty na pozycji “fałszywej dziewiątki” były przykryte przez ustawienie na boisku. Selekcjoner dokonał jednak takiego ruchu, gdyż w pierwszym meczu nie dał żadnych podstaw ku temu, by postawić na niego jeszcze raz, strzelec 16. bramek w eliminacjach Mohammed Al-Sahlawi, piłkarz, który lata świetlności miał w sezonie 2014-15, a nie teraz. Ciekawostką jest jednak fakt, że mimo tego, że Al-Sahlawi jest zawodnikiem, który nie nadaje się do gry w podstawowym składzie nawet takiej reprezentacji, jak Arabia Saudyjska, to piłkarze występujący razem z nim czują się lepiej, gdy zawodnik Al-Nassr gra na pozycji numer dziewięć. W zestawieniu jedenastu zawodników na mecz z Urugwajem zabrakło również Yahyie Al-Shehriego, piłkarza do niedawna wypożyczonego do hiszpańskiego Leganes. Był to jeden z najbardziej krytykowanych zawodników po meczu z Rosją. Al-Shehri najbardziej irytował w meczu na inauguracje swoim brakiem zaangażowania, co nie spodobało się wielu ososbom decyzyjnym, wraz z szefem General Sports Authority, podmiotem, który był zaangażowany za półroczne wypożyczenia saudyjskich piłkarzy do Hiszpanii, Panem Turkim Al-Sheikhem. Na prawym skrzydle z Urugwajem wyszedł Hatan Bahbri, który był zupełnym przeciwieństwem Al-Shehriego w meczu z Rosją. Piłkarz Al-Shabab imponował pomysłem na gre, strzałem z dystansu, grą jeden na jeden, techniką, wszystkim tym, co posiada Al-Shehri, ale nawet nie chciał pokazać w Moskwie, przeciwko gospodarzom turnieju. Zmiana nastąpiła również na pozycji bramkarza. Abdullah Al-Mayouf, który bronił w pierwszym meczu, dostał szansę gry jako pierwszy, szczególnie po towarzyskim spotkaniu z Niemcami, gdzie zagrał rzeczywiście ponad przeciętnie.
Tylko tym przekonał do siebie selekcjonera, który wcześniej rotował bramkarzami, jak się dało, nie będąc przekonanym do żadnego nazwiska. Mundial pokazuje, że tendencja utrzymuje się w dalszym ciągu i Pizzi nie ufa do końca żadnemu z nich, wystawiając na drugi mecz Mohammeda Al-Owaisa, najlepszego bramkarza ligi saudyjskiej minionego sezonu. Goalkeeper Al-Ahli miał udział przy bramce Luisa Suareza na 1:0 dla Urugwaju i to trzeba sobie jasno powiedzieć. Poza tym jego występ można uznać za poprawny. Za nim przemawia fakt, że nie przepuścił aż pięciu bramek, jak jego poprzednik Al-Mayouf, bez względu na to, czy można te stracone bramki przypisać jako jego błędy, czy nie.
Saudowie nie mieli z góry narzuconego planu wyjścia z grupy po awansie na Mundial w Rosji. Po losowaniu jednak pojawiła się iskierka nadziei, bo rywale byli w zasięgu ręki. Nikt jednak nie będzie miał pretensji do piłkarzy, że nie powtórzyli wyniki z 1994 roku, z Mundialu w Stanach Zjednoczonych. Wszystkim wystarczy fakt, że po meczu z Urugwajem nikt się tej reprezentacji wstydzić nie będzie, choć niesmak na pewno pozostanie u wszystkich po pierwszym, jakże tragicznym spotkaniu z Rosją. To pierwsze spotkanie też na pewno będzie miało wpływ na zagranicznych obserwatorów, którzy dalej będą twierdzić, że Saudowie na wielką piłkę mogą się nie nadawać, bo przegrali 0:5 w pierwszym meczu. Nie będą aż nadto krytyczni, co do reprezentacji, po tym co zagrali z Urugwajem, ale spojrzenie dalej będzie przez pryzmat tego pierwszego spotkania, niestety. Kibice są dumni, poczuli patriotyzm, to w tym momencie jest najważniejsze.
Szans na wyjście z grupy, nawet w przypadku ewentualnego zwycięstwa z Egiptem, nie ma już żadnych. Czas zatem myśleć przyszłościowo. Już na przełomie stycznia i lutego w Emiratach Arabskich zostanie rozegrany turniej o Puchar Azji, w którym Saudowie będą chcieli osiągnąć coś więcej niż jedynie wyjście z grupy. W związku z tym w arabskich mediach można wyczytać spekulacje, co dalej z trenerem Juanem Antonio Pizzim. Mądrym myśleniem jest to, że już teraz zaczęto zastanawiać się, jakie kroki powinny być odpowiednie w tym momencie. Saudowie nie chcieliby po raz kolejny popełniać błędu, jakim było zatrudnienie (niepotrzebne) o jednego szkoleniowca więcej po van Marwijku, a przed Pizzim, który ostatecznie przygotował kadrę na Mundial. Każda zła decyzja może odbić się ogromną czkawką, tym bardziej, że do Pucharu Azji jakieś pół roku, więc czasu za wiele nie ma. W Arabii Saudyjskiej zastanawiają się, czy lepszą opcją byłoby pozostawienie obecnego szkoleniowca, który zmienił nieco styl gry Arabii, na lepsze, preferuje ofensywną piłkę, czyli to, czego chcieli wcześniej w Arabii, lecz nie do końca trafia z decyzjami personalnymi. Wystarczy przypomnieć brak powołania dla gwiazdy Al-Hilal, Nawafa Al-Abeda, który zdaniem obecnego selekcjonera był totalnie bez formy, a kontuzja odniesiona przez zawodnika na przełomie tego roku spowodowała, że zawodnika jeszcze w chwili obecnej nie doszedł do pełni dyspozycji. Eksperci z półwyspu Arabskiego twierdzą, że nawet połamany Al-Abed dałby kadrze dużo więcej niż kadra jest wstanie zdziałać bez niego. Wartym przypomnienia jest fakt, że Nawaf był czołową postacią reprezentacji, która odniosła sukces w postaci awansu na tegoroczne Mistrzostwa Świata. To tak, jakby z reprezentacji Polski wyciągnąć Grosickiego, bo jest bez formy. Wiadomo, że to piłkarz numer jeden, bez względu na to w jakiej jest dyspozycji. Kontrowersje wzbudzał również brak powołania dla zawodnika Ettifaq FC – Mohammeda Al-Kuwaykibiego. Piłkarz obdarzony świetnie ułożoną lewą nogą. W meczu z Peru wszedł na końcowe 10. minut, ale i to wystarczyło mu do tego, by pokazać, że jednym przyjęciem potrafi zmylić rywala, że jednym zagraniem potrafi stworzyć sytuacje bramkową. Kadra bez tego gościa na Pucharze Azji jest trudna do wyobrażenia.
Zatem kto, jak nie Pizzi? W mediach pojawiają się dwa nazwiska. Pierwszym z nich jest były selekcjoner kadry U-20, która wyszła z grupy na zeszłorocznych Mistrzostwach Świata w Korei Południowej – Saad Al-Shehri. Dziś bez klubu, po tym, jak w jego miejsce w klubie Ettifaq, czyli tym samym, w którym obecnie gra Al-Kuwaykibi, przyszedł urugwajczyk Leonardo Ramos, były trener Penarol. Co przemawia za Al-Shehrim? Przede wszystkim to, że jest saudyjczykiem. On doskonale zna ligę, doskonale zna zawodników grających w klubach saudyjskich, a przecież cała kadra reprezentacji Arabii gra w rodzimej lidze, nie ma zawodników grających poza Arabią Saudyjską (już nie, po powrocie piłkarzy wypożyczonych do klubów hiszpańskich). Potrafi do nich dotrzeć. Poza tym ma doświadczenie w prowadzeniu kadry na turniejach mistrzowskich. Co prawda tylko młodzieżowych, ale mimo tego, potrafił i z taką kadrą awansować do fazy pucharowej turnieju. Drugim nazwiskiem przytaczanym w mediach jest Cosmin Olaroiu. On już swego czasu prowadził reprezentacje Arabii Saudyjskiej w latach 2014-15. Prace z kadrą narodową zakończył po tym, jak dość nieoczekiwanie Arabia nie wyszła z grupy na Pucharze Azji w Australii w 2015 roku, zajmując trzecie miejsce, gdzie ulegli kadrze Chin i Uzbekistanu, będąc lepszym wyłącznie od Korei Północnej. Przemawia za nim fakt prowadzenia również klubowej drużyny z Arabii – Al-Hilal, z którą zdobył krajowe mistrzostwo. On również zna piłkarzy, zna ich mentalność. Od lat pracuje w krajach Arabii Saudyjskiej, czy w Emiratach Arabskich. Minusem może być jego obecna praca – trener w chińskim Jiangsu Suning. Dopóki tam włodarze chińskiego klubu nie będą narzekać na słabe wyniki, doputy trener będzie zarabiał godziwe pieniądze i jego pozycja nie będzie zagrożona w klubie z chińskiej ekstraklasy.
Co by nie było, pozytywem jest to, że już teraz jest myślenie co dalej, już teraz są zastanowienia odnośnie następnego turnieju, który jest niezwykle prestiżowy – mistrzostwa kontynentu azjatyckiego. W Arabii Saudyjskiej nie chcianoby, by wynik z 2015 roku został powtórzony. Co prawda ich grupa na Asian Cup 2019 nie wygląda strasznie, bo Saudowie zmierzą się z Katarem, Libanem i Koreą Północną (ponownie), to jednak apetyty są znacznie większe niż wyłącznie wyjście do fazy pucharowej. Tym bardziej teraz, gdy jako elegancki przedstawiciel kontynentu azjatyckiego, z gracją zasiadł przy mundialowym stole, mimo świadomości, że jest tam tylko na chwile.
Autor tekstu: Dariusz Kowalczyk
@daro_spw
Wyświetleń: 313