Japonia wygrała dziś 2-1 z Kolumbią doprowadzając do szału pseudo znawców piłki nożnej.
Przed spotkaniem licytowano się ileż to samurajowie zainkasują bramek od radosnej gramatki James Rodrigueza. Jak to często bywa śmiech przed spotkaniem, przecieranie oczu z niedowierzania po meczu.
W stacji radiowej Weszło FM powiedziałem kiedyś na przewidywani dotyczące wyników Japonii, że nikt, kto interesuje się piłką azjatycką nie typuje wyników, ponieważ kwintesencją tej piłki jest przysłowie „Oczekuj nieoczekiwanego”.
Każdy zespół z Azji może czynić cuda na plus (np. wygrana Japonii na IO z Hiszpanią, Brazylią) jak in minus (odpadnięcie z grupy IO w 1996 mając 6 pkt.), więc nie postawiłbym funta kłaków na żadne rozstrzygnięcia z udziałem zespołów z tego kontynentu.
Mówiłem również o tym żeby nie brać spotkań towarzyskich jako wyroczni co się wydarzy na MŚ, ponieważ historia piłki Japońskiej nauczyła mnie pewnej reguły.
Przed MŚ 2010 Japonia rozegrała 4 sparingi, w których straciła 9 goli a zdobyła tylko 1, oczywiście wszystkie zakończyły się przegraną.
Na samych MŚ wyszli z grupy mając 6 pkt. i odpadli po pechowych karnych z Paragwajem.
Przed MŚ 2014 rozegrano również 4 sparingi, Samurajowie zdobyli w nich 12 goli, stracili 6, każdy mecz wygrywając.
A na MŚ 2014 zdobyli zaledwie 1 pkt. Było to o tyle upokarzające że w meczach towarzyskich zespół wówczas trenowany przez Alberto Zaccharoniego potrafił wygrać z Francją, Argentyną, Belgia i zremisować z Holandią !
Wniosek ? Japonia przegrywająca sparingi przed mundialem to zapowiedź zespołu wygrywającego już na samej imprezie.
Usłyszałem po takiej tezie, “nie można tak mówić, ponieważ jest to całkowicie inny zespół, inni zawodnicy, inne podejście.”
Tutaj również trzeba rozwiać niewiedzę. Jest to kompletna głupota ponieważ :
Z poprzednich mistrzostw świata mamy aż 11 zawodników
Z MŚ 2010 – 5 graczy
1 Kawashima
2. Nagatomo
4. Hasebe
4. Honda
5. Okazaki
Tak więc kręgosłup zespołu ten sam od 8 lat !
Wracając do wydarzeń z Saranska, Japonia wygrała po raz drugi swój pierwszy mecz w grupie w historii ich występów na MŚ. Pierwszym było wygrane spotkanie 1-0 z Kamerunem w roku 2010, również uznane wówczas przez Polską prasę za sensacyjne.
Pomimo kontrowersyjnego zwolnienia trenera Vahida Halilhodzicia ledwie 2 miesiące przed mundialem, 4 krotny mistrz Azji wszedł w spotkania niczym burza.
Złożona z zawodników grających na co dzień w Europie drużyna (wyjątkiem środkowy Gen Shoji) już w 6 minucie wywalczyła rzut karny po akcji Yuya Osako i Shinji Kagawy.
W momencie wywalczenia karnego nastąpiła nie mała konsternacja, ponieważ pod nieobecność etatowego wykonawcy rzutów karnych Nipponu Keisuke Hondy, oraz świetnie wykonującego karne Tomoaki Makino na boisku nie było ani jednego speca od jedenastki.
Kolumbia widać nie odrobiła lekcji z karnych Japonii, ponieważ Shinji wykonał jedenastkę w sposób w który kiedyś w kadrze przyniósł mu chwile wstydu.
Po ziemi, w środek. Piłka do obronienia, ale bajka, Japonia po 6 minutach prowadzi 1-0, a Kolumbia straciła Carlos Sanchez po zagraniu ręką, za którą dostał czerwoną kartkę.
Japonia zawahała się w swoich staraniach o drugiego gola, parę razy będąc karcona szybkimi kontrami z strony Kolumbijskiej.
Minimalizm kosztował ich utratę bramki w 39 minucie, po rzucie wolnym z bliskiej odległości wykonywanym przez Juana Quintero.
Geniusz uderzenia piłki pod skaczącym murem został przyćmiony marną interwencją Eiji Kawashimy.
Mamy wynik 1-1.
W drugą połowę Japonia weszła już jak wytrawny bokser, który czuje swoją przewagę na rywalem, ale woli rozłożyć swoje starania na 12 rund. Zaczęli grać mozolnie swoją typową Japońską Tiki Take, i za każdym razem, kiedy widz i Kolumbia przysypiała z nudów, przyśpieszali jednym dwoma podaniami i oddawali groźny strzał.
Ich starania opłaciły się w 73 minucie, kiedy to ostatnia osobą, po której spodziewalibyśmy się strzału głową – Yuya Osako wyprowadził Japończyków na prowadzenie. Była to główka, po rzucie rożnym wykonanym przez talizman reprezentacji Japonii Keisuke Hondę, który wszedł 3 minuty wcześniej.
Sfrustrowana Kolumbia nie była wstanie wyrównać po raz drugi.
Japonia stała się pierwszym Azjatyckim krajem, który pokonał drużynę z Ameryki Południowej na mistrzostwach świata.
Wszystko to na oczach aż 20 000 fanów Kolumbii, i „zaledwie” 5 000 Japonii.
Finalny rezultat 2-1 !
Oficjalny zawodnik meczu – Yuya Osako.
Były gracz Kashimy Antlers a od nowego sezonu Werderu Brema harował dziś jak wół. To po jego akcji został podyktowany rzut karny, strzelił zwycięską bramkę na 2-1, a nawet blokował strzały w własnym polu karnym.
Nikt się tego nie spodziewał, ale napastnik który zazwyczaj pasował do kadry jak 5 koło u wozu, w końcu doczekał się swoich 5 minut (które potrwają zapewne dłużej)
Skrót meczu.
A teraz smaczki i analiza.
„Akira Nishino cudotwórca” tak nazywano go po tzw. cudzie w Miami kiedy to w 1996 na IO pokonał Brazylię (inna sprawa że dokonał cudu w drugą stronę i odpadł z Igrzysk mimo że miał 6 pkt).
Czy po dzisiejszym spotkaniu można go znów tak nazwać?
Nie za bardzo, ponieważ według definicji cudu podanej poniżej…
Cud to zjawisko paranormalne lub zdarzenie z różnych przyczyn nieposiadające wiarygodnego, naukowego wytłumaczenia.
A dzisiejszy wynik jest rezultatem perfidnych zagrywek trenera Nishino, które bez problemu wytłumaczę.
I tu dochodzimy do X – Factora spotkania z Kolumbią.
Akira Nishino umieścił na prawej pomocy (AMR) Genki Haraguchiego który znany jest z tego, że niczym napędzany energią elektrowni atomowej przez 90 minut haruje na całej długości boiska.
Znany jest z tego iż nie tylko dysponuje fenomenalną szybkością i dryblingiem, ale również z tego że zalicza więcej odbiorów piłki niż niejeden obrońca.
Jest to zawodnik, którego każdy rywal po 10 minutach ma serdecznie dość.
Szybki, smukły zdechlak, który ma cały wachlarz sposobów na odebranie piłki.
Dziś Haraguchi potwierdził swoją renomę i zaliczył więcej przechwytów niż cały 4 osobowy blok obronny ! Haraguchi dla mnie był cichym Man of the match spotkania Japonii z Kolumbią.
Wspaniała chwila dla zawodnika którego harówka często zostaje zapomniana, jak choćby w spotkaniu Australia vs Japonia gdzie to nikt inny, jak właśnie to piłkarskie wojownicze wrzeciono przechwyciło piłkę doprowadzając do gola zapewniającego awans na MŚ 2018.
A poniżej kompilacja tego Genkiego Haraguchiego, który jest kwintesencją Japońskiego piłkarza 60% starań, 40 % talentu + 10 % dodatkowego zaangażowania.
Przesyt zawodników, którzy to, co mieli osiągnąć już osiągnęli.
Keisuke Honda do lepszej drużyny niż Milan już nie trafi w wieku 32 lat
Nagatomo w wieku 31 lat nie trafi do lepszego klubu niż Inter Mediolan
Kagawa 29 niż Man United
Inui 30 do Betisu
Itd.
Nikt nie wziął jednak w tej krytyce sposobu, aby uniknąć błędów zespołów, które spotykają się z różnymi problemami po raz pierwszy. Później słyszymy te same śpiewki o nabieraniu doświadczenia i uczeniu się na błędach.
Dziś Japonia skorzystała z swoich doświadczeń. Na mundialu 2014 grająca w 10 Grecja okazała się zaporą nie do przejścia dla Japończyków, którzy nie potrafili się zachować w grze przeciwko osłabionemu rywalowi. Wynik 0-0.
W meczu z Kolumbią zagrało 9 zawodników z Greckiej potyczki. Zachowali zimną krew, i bez paniki wypunktowali w formie surowej lekcji dla Kolumbijczyków to czego nauczyli się 4 lata temu.
No i oczywiście może i mało istotny fakt, ale ZEMSTA jest słodka.
Kto miał lepiej zagrać z Kolumbią niżeli Ci sami zawodnicy którzy przegrali z nimi 4-1 na MŚ 2014. Dziś zagrało 8 zawodników z tamtego spotkania.
Od momentu wylosowania Kolumbii gracze którzy przeżyli tamto upokorzenie myśleli o tym by wyciągnąć lekcje z tego przykrego doświadczenia i przerodzić ją w słodką zemstę.
Japonia kończyła poprzedni mundial przegraną z Kolumbią, ten rozpoczyna od wygranej nad swoim pogromcą. Naprawdę fortuna kołem się toczy.
Tak więc pomysł Nishino górą.
Powrócił do odgrzanego dania, jakim było ustawienia 4-2-3-1 którym Japonia grała od, 2010 do 2015 czyli czasu, kiedy to przejął ich Vahid Halilhodzić (Bośniak również parę razy wystawiał Japonię w tym ustawieniu)
Wywieszenie białej flagi ? Rozsądek z tego co widać ponieważ mając kadrę do dyspozycji tylko na jednym zgrupowaniu od połowy maja do dziś, ciężko było wymagać od niego 100% gwarancji iż zdoła wprowadzić nowy skuteczny system.
Wolał wybrać perpetuum mobile, czyli pójść w ustawienie, w którym niekoniecznie on czuje się dobrze, ale jego podopieczni znają na wylot. Przynajmniej 11 graczy może poszczycić się występowaniem w 4-2-3-1 u poprzednich selekcjonerów.
Wyszło idealnie i Japończycy przeciwko Kolumbii nie wyglądali jak zespół, który przygotowywał się pod wodzą nowego selekcjonera dopiero od zeszłego miesiąca.
Druga sprawa dot. taktyki to w drugiej części meczu, zespół często przechodził na grę ukochanym przez Nishino Boxem. Ustawienie 4-2-2-2 w którym to dwóch ofensywnych pomocników oraz 2 napastników funkcjonuje, jako wolne elektrony przemieszczające się po całym boisku zaczęło wprowadzać ogromny chaos w szeregach rywali. Obrońcy Kolumbii musieli wychodzić z swoich naturalnych pozycji za nieschematycznie przemieszczającymi się Japończykami, a w roli głównego
atakującego wcielił się King Kong Hiroki Saki.
Po zdobyciu gola na 2-1 przez Yuya Osako, Niebiescy Samurajowie pokazali, co to znaczy Japońska tiki taka i doprowadziła wynik do końca.
Nishino cudotwórca po raz kolejny ? Raczej pragmatyk.
Oraz co ciekawe ryzykant, który gra ustawieniem, w którym sam nie czuje się dobrze.
Grając boxem zdobywał mistrzostwo J.League oraz Azjatycką Ligę Mistrzów a gdy przeszedł w swoich ostatnich 3 latach pracy trenera klubowego na 4-2-3-1 skończyło się to jednym spuszczeniem klubu do 2 ligi, i dwukrotnym zwolnieniem z stanowiska.
Tak, więc przynajmniej słowa uznania za pochylenie się nad dobrem zawodników oraz drużyny, a nie pędzeniem ślepo w kierunku swojej ulubionej taktyki.
Autor tekstu: Adam Błoński
@Adam_Blonski
Wyświetleń: 469