Witam w drugiej części poświęconej drużynie Tokyo Verdy. Mamy za sobą otoczkę historyczną, tym razem już relacja prosto z kwietniowego spotkania z FC Gifu. Bilet mało wyrazisty, znów loga klubu nie uświadczysz
Pozostaje kontrola – cała procedura naprawdę symboliczna. Nikt cię tutaj nie obmacuje po jajach, szybki, nie przywiązujący uwagi „look” do torby i możesz iść dalej. Czuć te zaufanie w narodzie, nie ma żadnych podstaw do „trzepanki”. Nie obyło się jednak bez kuriozalnej akcji J
Kiedy z własnej woli wyciągałem dwie butelki po sake skonsumowanych przed stadionem (by je oczywiście oddać), silny wiatr narobił bałaganu. Poręcze oddzielające przejście do bramek zaczęły się przesuwać, a mi przy asyście Pani kontroler wypadły z ręki owe butelki. Moja konsternacja szybko przerodziła się w niedowierzanie po głośnych współczulnych słowach „Sumimasen, Sumimasen!” – kobiecina zaczęła mnie przepraszać, mimo, że wina leżała po mojej stronie. To jeden z wielu przykładów, gdzie przekonałem się o grzeczności Japończyków, w tym wypadku wręcz przesadnej. Do samego wejścia na trybunę czułem w głowie wielkie WOW! Bądź co bądź, trochę wyuczona grzeczność obsługi sprawiała wrażenie, jakby to oni bardziej cieszyli się moją obecnością tutaj, niż ja sam! Dacie wiarę? Zdało to egzamin, byłem wręcz porażony entuzjazmem.
Dobra, meldujemy się na trybunie ultrasów Tokyo Verdy.
Oczywiście swoją personą sprawiałem spore zainteresowanie. Nic dziwnego: europejczyk, na drugiej lidze, z kamerą w ręku – raczej był to rzadki widok. W ogóle mi to nie przeszkadzało, w pewnym stopniu lubię być w centrum uwagi, ale tylko w pewnym 😉
Frekwencja nie powala, na pierwszy rzut wydawało mi się jakieś 3 tysiące widzów… bardzo celne oko. Po przylocie sprawdziłem: 3,169 widzów. Przy tak pojemnym stadionie – 49 970 miejsc, wyglądało to mizernie. Tak więc co do samego stadionu: prawdziwą jego „moc” poczułem podczas meczu FC Tokyo kilka dni później, o tym opowiem przy kolejnej okazji.
Praktycznie puste boczne sektory kibicowskie
Nie sprawiło mi to jednak żadnej przykrości. Mniej ludzi, więcej swobody – na pierwsze zderzenie z japońską piłką jak znalazł J przede wszystkim wiedziałem gdzie będę i czego się mogę spodziewać. Rywal (FC Gifu) nie należał do najatrakcyjniejszych. Naturalne jednak warto wspomnieć o przyjezdnych. Pojawiła się symboliczna grupka, której należy się szacunek za samo przybycie (odległość około 380 km). Jednak klasycznych kibicowskich pierdolnięć tam nie było.
Co innego już, gdy mówimy o kibicach Verdy. Tutaj mogłem delektować się dopingiem niedużej, ale fanatycznej grupy ultrasów „Green Boys”.
Od środka wyglądało to jeszcze lepiej, warto zaznaczyć, że czułem wtedy duży entuzjazm samą obecnością – najmniejszy detal tylko „podgrzewał” moje wrażenia. Wydarzenia zamieszczone w filmie miały miejsce w pierwszej połowie.
Tymczasem przerwa, zapraszam na fajkę do palarni (film nakręcony chwilę po przerwie, dla większej swobody i komfortu – w rzeczywistości dużo Japończyków „kopci” (podobnie jak Polacy) – spotkałem się z tym na każdym meczu)
Verdy przyłapane na dopingu. W pomarańczowych barwach nieodłączna postać meczy, kobiecina roznosząca napoje (oczywiście najczęściej piwo). W tle także fanty kibicowskie.
Ach… zapewne chcecie wiedzieć co się działo na boisku. Niestety, wynik ani drgnął… przez całe spotkanie. Tego dnia nie zobaczyłem żadnej bramki, ale byłem na tyle sfiksowany, że nawet 0-0 przyjąłem z radością. Co prawda nieznacznym faworytem było Verdy (z tego co pamiętam kursy na gospodarzy koło 1,90), to jednak goście z przebiegu spotkania mogą czuć niedosyt. Po prostu byli lepsi, choć szczerze mówiąc było to słabiutkie widowisko. Zatem pora wrócić na trybuny, w drugiej połowie działo się jeszcze więcej… a zwłaszcza w końcówce spotkania!
Na dobre w mojej pamięci zapisała się końcówka spotkania i energiczna przyśpiewka „Come on Verdy”. Naprawdę pojawiły mi się lekkie ciary, właśnie dla takich chwil przybyłem tego dnia na Ajinomoto Stadium! Zdecydowanie najlepsze kibicowskie jebnięcie tego widowiska. Było to na kilka minut przed końcowym gwizdkiem
Najwyżej wysunięty punkt na zdjęciu, prowadzący doping 😉
Niestety, jak już pisałem wynik nie uległ zmianie. Kolejne 0-0 Verdy w tym sezonie.
Skrót meczu poniżej.
Kiedy ich odwiedziłem byli jeszcze wysoko w tabeli (koło 4-5 pozycji, miejsce barażowe). Niedługo po mojej wizycie zespół wpadł w kryzys i to spory…
4 porażki z rzędu + 2 remisy zepchnęły drużynę ze stolicy na… 15. pozycję (9 punktów przewagi nad strefą spadkową). Do miejsca dającego play-offy brakuje 8 oczek, cały czas jest to do odrobienia. Niestety po dobrym starcie sezonu obecnie mamy nastroje minorowe. Może ostatnie pucharowe zwycięstwo przyniesie jakiś zwrot? Do pełni przełamania brakuje wygranej w lidze.
Autor tekstu: Bartek Duda
@bobismons
Wyświetleń: 495