TEKST JEST WYŁĄCZNIE OPINIĄ AUTORA I NIE JEST STANOWISKIEM CAŁEJ REDAKCJI AZJAGOLA.COM

Stało się. Po 4 latach rządów w FC Tokyo, Kenta Hasegawa zrezygnował z funkcji trenera. Od dłuższego już czasu domagali się tego kibice Tokyo, którzy dość mieli kolejnych upokorzeń i powolnego staczania się w dół ich zespołu. Hasegawa nie chciał ustąpić i uparcie tkwił na stanowisku. Dopiero wczorajszy mecz z Yokohamą F. Marinos sprawił, że Japończyk złożył w końcu rezygnację i szczerze mówiąc nie miał on absolutnie żadnego wyboru. Porażka 0-8 jest najwyższą porażką w ligowej historii FC Tokyo i drugą najwyższą porażką w historii J.League. Już w przerwie meczu (było 0-4), Japońscy kibice Tokyo “kibicowali” Marinos, aby Ci strzelili 10 bramek. Argumentowali to tym, że wtedy “Hasegawa już na pewno zostanie zwolniony”. Nie mylili się. Marinos nie strzelili może 10 bramek, ale byli niezwykle blisko. Na szczęście dla kibiców Tokyo, to wystarczyło, aby Hasegawa dał w końcu spokój i ustąpił z pełnionej przez siebie funkcji. Nie jest jeszcze znany następca, ale póki co kibice Tokyo celebrują, bo odejście Hasegawy daje wiele nadziei na przyszłość.

Przez okres pracy w klubie ze stolicy, Hasegawa zdążył podpaść kibicom wieloma rzeczami. Nie poznał się na talencie Takefusy Kubo, którego odesłał na wypożyczenie do Marinos. Tam młody Japończyk dostawał minuty i pokazywał jak dobrym jest zawodnikiem. Dopiero, gdy strzelał, asystował i pokazał tam swoją wartość, Hasegawa mu zaufał i zaczął regularnie na niego stawiać. Szkoda, że nie dostrzegł tego wcześniej, bo w sezonie 2018, ktoś pokroju Kubo był nam po prostu niezbędny. Pokazał to dobitnie sezon 2019, w którym z Japończykiem w składzie Tokyo robiło co chciało i zmierzało po pierwszy w swojej historii tytuł mistrzowski.

Potem stało się nieuniknione i Kubo powędrował do Europy. Było jasne, że w momencie ukończenia 18. lat Take odejdzie do Europy i drugą część sezonu trzeba będzie grać bez niego. Hasegawa miał pół roku, aby zaplanować skład i taktykę na erę postKubo. Niestety urodzony w Shizuoce szkoleniowiec tego nie zrobił i utrata Kubo mocno przyczyniła się do tego, że przegraliśmy mistrzostwo w ostatnich kolejkach. Hasegawa nie miał żadnego sposobu na radzenie sobie z problemami drużyny na boisku i nie wyciągał żadnych wniosków, często grając dokładnie tym samym składem, który nie radził sobie grając z określonymi zespołami. Na decydujące spotkania z Shonan i Urawą wystawił on dokładnie ten sam skład co w tragicznym i bezpłciowym spotkaniu z Matsumoto, gdzie Tokyo nie potrafiło złożyć nawet jednej składnej akcji. Efekt? Dwa szczęśliwe remisy na własnym stadionie i przegrane mistrzostwo na własne życzenie.

Kolejny spory problem z Hasegawą wyszedł na światło dziennie rok później. Zaczęło się od niezrozumiałego odsuwania od składu Joana Oumariego, który mógł mocno pomóc osłabionej i bardzo dziurawej defensywnie FC Tokyo. Reprezentant Libanu całe mecze spędzał na ławce, albo na trybunach i on sam nie wiedział z jakiego powodu. Nie było żadnej komunikacji na linii trener-zawodnik, a do mediów trafiały jedynie te same wytłumaczenia zawierające puste frazesy. Był gracz Saganu Tosu, czy Visselu Kobe był bardzo blisko opuszczenia klubu i pewnie by go opuścił, gdyby nie covid i awans klubu do finału Levain CUP, w którym Oumari musiał zagrać. W J1 FC Tokyo uplasowało się na 6. miejscu, ale zdołało sięgnąć po pierwsze od 2011. roku trofeum, czy Levain CUP. Ten puchar można zdecydowanie dopisać do listy zasług Hasegawy w stolicy Japonii.

W obecnym roku oglądaliśmy podobne sytuacje. Najpierw odsuwany od składu był Leandro, który zawsze wnosił do gry bardzo wiele. Impotencja Tokyo w ofensywie tylko podnosiła alarm i pojawiało się coraz więcej pytań o sytuację Leandro, który także nie miał pojęcia dlaczego taka sytuacja ma miejsce. Zawodnik wiele razy dawał wyraz swojej złości w mediach społecznościowych, ale po interwencjach klubu i ligi, usuwał swoje wpisy. Pod naciskiem mediów i kibiców Hasegawa zdecydował się ponownie stawiać na Brazylijczyka, który pokazywał jak wielkim błędem było trzymanie go na ławce.

Powrót do gry Leandro dał nam mnóstwo jakości w ofensywie, a kolejną zasługą Hasegawy było stworzenie Brazylijskiego O-Tridente z Leandro, Diego Oliveirą i Adailtonem. Zabójczy tercet działał doskonale i miał umiejętnie rozdzielone przez trenera zadania. W rezultacie do fatalnej defensywy i przeciętnej pomocy, doszedł zabójczy atak, który praktycznie sam stwarzał zagrożenie pod bramką rywala i zdobywał punkty.

Rozwiązaniem łatającym dziurę w defensywie miał być transfer Bruno Uviniego, który w swoim CV posiada takie kluby jak SSC Napoli, Twente, czy Santos. Niestety Brazylijczyk padł kolejną ofiarą niezrozumiałego postępowania Kenta Hasegawy. Uvini trafił do Tokyo w styczniu, czyli przed sezonem. Tymczasem po rozegranych 35. ligowych kolejkach ma on na koncie tylko 49. minut! W mediach społecznościowych powstały oczywiście hashtagi domagające się sprawiedliwości dla piłkarza – #Justice4Bruno #FreeUvini. Na niewiele się to zdało, bo Brazylijczyk zagrał w zasadzie tylko w Pucharze Ligi i jedynym meczu Pucharu Cesarza. Dziury w defensywie nie udało się więc załatać, czego rezultatem jest 9. miejsce FC Tokyo w lidze na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu. Trener jest żegnany przez wielu samymi ciepłymi słowami, ale są też tacy, którzy nie kryją swojego zadowolenia z powodu jego odejścia.

Patrząc na suche statystki można powiedzieć, że Hasegawa jest jednym z lepszych trenerów FC Tokyo w ostatnich latach. Doprowadził klub do najwyższego miejsca w historii J.League (drugie w roku 2019), osiągnął fazę pucharową Ligi Mistrzów, wygrał Puchar Ligi. Niestety rzeczywistość jest taka, że klub przegrał tytuł w 2019 przez nieudolność trenera, odpadł z Ligi Mistrzów zaraz po wyjściu z grupy, staczał się coraz niżej w tabeli przez kolejne niewytłumaczalne porażki, a także miał w składzie wielu niezadowolonych zawodników, którzy nie grali zupełnie nie wiedząc dlaczego. Najlepiej okres Hasegawy w Tokyo oddaje chyba poniższy mem.

Po ogłoszeniu swojej decyzji, Kenta Hasegawa zostawił kibicom FC Tokyo kilka ostatnich słów. Oto one:

“Dziękuję Wam za ostatnie cztery lata. Były bardzo przyjemne. Nie żałuję niczego i myślę, że dałem z siebie wszystko. Jest mi tylko przykro z powodu niewygrania tytułu w 2019 roku. To było rozczarowujące, ale wygranie Levain Cup rok później jest jednym z moich najlepszych wspomnień.”

Mimo wszystko kończy się pewien ważny etap w historii FC Tokyo. Rozpoczął się on w 2018, roku i miał doprowadzić nas na szczyt. Był to początek przebudowy, moment wielu zmian i wielu nadziei, a za kierownicą całego projektu posadzono właśnie Kenta Hasegawe. Przez ten intensywny czas przeżyliśmy m.in. rollercoaster emocji w sezonie 2019, wiele efektownych bramek zawodników Tokyo, puchar w roku 2020, rozwój Takefusy Kubo, czy niesamowitą podróż kibiców na każdy z ośmiu pamiętnych wyjazdów z rzędu. Okres 2018-2021 będzie zawsze zapamiętany jako okres, w którym oglądaliśmy KENTA TOKYO.

Wyświetleń: 456

Autor tekstu: Kamil Gala

Social media

Strefa sponsorowana

Hensfort

Lwowski Baciar

Pewniaczek.pl

Azjagola na Twitterze

Obserwuj mnie na Twitterze