TEKST JEST WYŁĄCZNIE OPINIĄ AUTORA I NIE JEST STANOWISKIEM CAŁEJ REDAKCJI AZJAGOLA.COM

“Tamagawa Clasico” to japoński klasyk, który rozgrywany jest pomiędzy FC Tokyo i Kawasaki Frontale. Swoją nazwę zawdzięcza rzece Tama, która oddziela prefektury Kanagawa i Tokio. “Gawa” to po prostu rzeka. Zazwyczaj była to zacięta rywalizacja pomiędzy dwoma ambitnymi zespołami, które mierzą zdecydowanie najwyżej. Oczywiście FC Tokyo pozostało przy marzeniach, podczas gdy Kawasaki Frontale wyrasta nam na najlepszą ekipę w historii J.League. I zdecydowanie nie wypada bać się tego sformułowania. Frontale grają spektakularną piłkę i niemalże każdego zmiatają z powierzchni murawy. Biją rekord za rekordem i pewnie zmierzają po czwarty tytuł J.League w ciągu 5 lat. Toru Oniki stworzył nieprawdopodobnego potwora, który wygrał kolejne Tamagawa Clasico na Ajinomoto Stadium w Tokio. Tym razem 2-4.

Ostatnie klasyki na Ajinomoto wyglądały następująco: 0-2, 0-3, 0-4 i teraz 2-4. Wszystko na korzyść Kawasaki Frontale i wszystko za kadencji antybohatera dzisiejszego wpisu., czyli Kenta Hasegawy. Zaraz powiecie, że się powtarzam, że już to mówiłem, że przecież to samo pisałem miesiąc, dwa miesiące, trzy miesiące temu. I będziecie mieć rację. Ale nie sposób, po prostu nie sposób przejść obojętnie obok kolejnych kompromitacji, po których zwyczajnie zwalnia się trenerów. W FC Tokyo tych kompromitacji, niejasności, a nawet konfliktów jest multum, a jednak Hasegawa nadal pozostaje szkoleniowcem klubu ze stolicy. Co więcej, zdaje się on żyć w swoim oderwanym od rzeczywistości świecie, o czym najlepiej świadczą słowa jakie wypowiedział po kolejnej derbowej kompromitacji na Ajinomoto:

“Był to jeden z naszych najlepszych występów jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie klasyki. Nie zostaliśmy zdominowani i nie przegraliśmy przecież 0-3, albo 0-4. Możemy więc wynieść coś z tego meczu.”

FC Tokyo, a więc duży klub z ambicjami i możliwościami na mistrzostwo w każdym sezonie przegrywa czwarty z rzędu derbowy mecz na własnym stadionie i w tych czterech meczach ma bilans bramek 2-13. A trener, który jest odpowiedzialny za każdą z tych porażek i przede wszystkim za jej rozmiary, cieszy się, że tym razem strzelili 2 bramki i nie przegrali do 0. Gdyby Tokyo zagrało jak równy z równym, miało więcej okazji, gdyby bramki Kawasaki były przypadkowe… No okej. Miałby prawo do takich słów. Ale Tokyo zagrało katastrofalnie i Frontale mogło strzelić nawet kilka bramek więcej. Z perspektywy kibica FC Tokyo muszę powiedzieć, że ten występ był wstydem. Przez postawę piłkarzy, ale przede wszystkim przez mentalne nastawienie trenera, który pomeczową wypowiedzią zdaje się pokazywać, że on na tę porażkę po prostu czekał.

Pokazał to także skład, który był totalnym wymysłem Hasegawy i który zdecydował się na nieprzemyślany eksperyment w arcyważnych derbach z najlepszą drużyną ligi. Ciężko nazwać w sposób cywilizowany takie zachowanie.

#WhereIsLeandro? – to hashtag, który znajdziemy na Twitterze i który został stworzony przez kibiców FC Tokyo. Jak jego treść wskazuje dotyczy on jednego z lepszych ofensywnych zawodników FC Tokyo, który… zniknął. Nie wiedzieć czemu, pomimo często ofensywnym problemów Tokyo, Brazylijczyk nie jest w ogóle brany pod uwagę przez Hasegawę. Sam zawodnik często podaje dalej posty na Instagramie, w których kibice niejako domagają się jego powrotu na boisko. Czy będziemy świadkami takiej samej sytuacji jak z Joanem Oumarim rok temu? Jest możliwe. Co jednak wiemy na pewno to to, że Hasegawa stale ciągnie FC Tokyo w dół i niestety także mentalnie. Do tego dochodzi sposób w jaki traktuje zawodników, którzy ciągle z niewyjaśnionych przyczyn po prostu znikają. Jeżeli Tokyo nie chce skończyć jak swój sąsiad Verdy, to musi reagować natychmiast.

Wyświetleń: 335

Autor tekstu: Kamil Gala

Social media

Strefa sponsorowana

Hensfort

Lwowski Baciar

Pewniaczek.pl

Azjagola na Twitterze

Obserwuj mnie na Twitterze