Zeszłoroczne rozgrywki J1 League odbyły się pod hasłem “Frontale i długo nic”. Drużyna z Kawasaki zdominowała rywali i z łatwością sięgnęła po ligowy tytuł. Obecny sezon również rozpoczęła z przytupem, jednak wygląda na to, że łatwo w walce o triumf na pewno jej nie będzie. Jeden ze starych wyjadaczy chce, bowiem przypomnieć sobie sukcesy sprzed dziesięciu lat i znów znaleźć się na szczycie. Nawet, jeśli jeszcze niedawno znajdował się na krawędzi.

Nagoya Grampus może nie jest najbardziej utytułowanym japońskim klubem, ale na pewno należy do grona tych najbardziej rozpoznawalnych. I to nie tylko przez fakt bycia jedną z dziesięciu założycielskich drużyn J League, ale też dzięki znanym nazwiskom z przeszłości. Nawet niezorientowany w realiach futbolu z kraju samurajów kibic słysząc nazwę klubu od razu skojarzy z nią Arsené’a Wengera czy Garego Linekera. Jednak przejście przez dzieje boiskowe Grampusu przypomina podróż kolejką górską. Trudny początek, następnie chwilowe sukcesy (za sprawą wspomnianego już francuskiego trenera), później bycie mocnym średniakiem, znów powrót do czołówki, ponowne popadnięcie w średniactwo, spadek, powrót, utrzymanie w dramatycznych okolicznościach, świetny start, obniżenie lotów…W Nagoi kibice nie mają prawa się nudzić.

Patrząc na obecną pozycję ligową drużyny z Aichi aż trudno sobie wyobrazić, co działo się w ekipie Grampusu w pierwszych dwóch – można nazwać “popowrotnich” – sezonach. Szczególny był sezon 2018 – wtedy bicie niechlubnych rekordów przybrało niesamowitą skalę. Nagoya zaliczyła serię 15 meczów bez zwycięstwa, w trakcie, której potrafiła też ponieść porażkę w 8 kolejnych spotkaniach! Nie pomagały nawet strzeleckie uniesienia Jô – najlepszego bombardiera ligi. Równocześnie z popisami ofensywnymi miały miejsce również “popisy” defensywne. Ekipa spod znaku Toyoty straciła aż 59 bramek! Tak fatalny wynik osiągnął jeszcze tylko absolutny beniaminek z Nagasaki. Parafrazując klasyka – “obrońcy latają po boisku i ogólnie dzieją się rzeczy niestworzone“. Ostatecznie baraży udało się uniknąć dzięki korzystnej różnicy bramek, ale taki szczęśliwy – nomen omen – obrót spraw nie pomógł Yahiro Kazamie, który pożegnał się z posadą. Nowym trenerem został wcześniej pracujący w Saganie Tosu Massimo Ficcadenti.

Włochowi nie udało się od początku odmienić oblicza drużyny. Fakt, rozgrywki w roku 2019 zaczęły się znakomicie, Nagoya od razu wylądowała w czołówce. Aż do 14 kolejki, kiedy wypadła z podium i już do końca sezonu na nie nie wróciła. Grampus z każdą kolejką coraz bardziej osuwał się w tabeli, zatrzymując się na 13 pozycji. Obrona broniła nieco lepiej, ale najbardziej rzuciła się w oczy słabsza dyspozycja Jô, który już nie prezentował tak świetnej formy jak rok wcześniej. Dalej był w centrum formacji ofensywnej, ale ustrzelił raptem 6 bramek. Zresztą, po sezonie Brazylijczyk postanowił wrócić do ojczyzny i zapowiadało się na gorączkowe poszukiwania nowego centra ataku Nagoi.

Trener Ficcadenti wyszedł jednak z innego założenia. Zamiast opierać grę w przodzie na jednym zawodniku, skupił się przede wszystkim na kolektywie i grze defensywnej.
W pierwszej linii zaczęli występować gracze ruchliwi i dynamiczni, pracujący na całej szerokości boiska. Podstawą gry Grampusu stało się nie strzelanie goli, a jak najmniejsze ich tracenie. Pierwszy sezon włoskiego szkoleniowca może jeszcze tego nie ujawnił, ale już naznaczony przerwą 2020 pokazał, że udało mu się wypracować w Nagoi konsekwencję. Czyli element, którego tak bardzo tam brakowało. Na rozbijające wszystkich w pył Kawasaki Frontale było to oczywiście za mało, ale Nagoya Grampus do końca liczyła się w walce o wicemistrzostwo, gdzie nieznacznie lepsza była Gamba Osaka. Miejsce na podium i tak można było traktować w kategoriach sukcesu. Zwłaszcza, gdy zestawiło je się z “wyczynami” poprzednich dwóch sezonów. Największą metamorfozę przeszła formacja defensywna. Praca włoskiego trenera przyniosła oczekiwany efekt i jedna z najsłabszych obron w lidze stała się najlepszą. W sezonie 2020 Nagoya straciła tylko 28 bramek. To o 22 mniej niż w 2019 i o aż 31 mniej niż w 2018!

Można pisać wiele o kolektywie, organizacji i grze zespołowej, ale to nie znaczy, że w drużynie nie ma wartościowych i wyróżniających się piłkarzy. Największą gwiazdą Grampusu jest…bramkarz. I to nie byle jaki, bo śmiało można nazwać go najlepszym golkiperem ligi. Mitchell Langerak po latach nieregularnych występów w Europie odnalazł w Japonii spokojną przystań. Z miejsca wskoczył do bramki Nagoi i tego miejsca nie zamierza oddawać nikomu. Niedawno rozegrał dla klubu 100 mecz i na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W sezonie 2020 zaliczył aż 17 czystych kont, co było najlepszym wynikiem w całej lidze.

Jednak na posiadanie “zera z tyłu” ma wpływ nie tylko gra bramkarza, ale też ludzi znajdujących się przed nim. Szefem tej formacji jest Shinnosuke Nakatani, który trafił do Nagoi w połowie 2018 roku. Wprawdzie – jak Langerak – od razu stał się podstawowym zawodnikiem drużyny, ale jeszcze nie można było powiedzieć o nim, jako o dominatorze trzeciej linii. Jednak pod okiem Massimo Ficcadentiego Nakatani wyrósł na pewnego i zdecydowanego obrońcę. Przed przerwą reprezentacyjną trafiła do niego też nagroda za świetne występy – pierwsze powołanie do reprezentacji Japonii. Jeżeli utrzyma świetną dyspozycję, kwestią czasu będą nie tylko regularna gra w kadrze, ale również transfer do Europy. Kluby z krajów uważnie śledzących rynek japoński na pewno mają już Nakataniego w swoich notatnikach.

Żeby jednak nie było tak defensywnie, to w wyżej grających formacjach też możemy znaleźć ciekawych zawodników. Środek pola trzyma w ryzach duet Sho InagakiTakuji Yonemoto. Ostatnio w świetnej dyspozycji szczególnie znajduje się ten pierwszy. Polscy komentatorzy powiedzieliby, że „potrafi uderzyć” –  bramki z Visselem Kobe i Kashimą Antlers zdobywał właśnie strzałami zza pola karnego. Ale nawet najbardziej zorganizowana drużyna potrzebuje też pierwastka finzeji. Wtedy na pomoc przybywają, jak to w Japonii, Brazylijczycy – Mateus i Gabriel Xavier. Duet mający nieprzewidywalne zagrania nieraz pokazywał, że doskonale zna się na swoim fachu i wyciągał kolejne z nich niczym magik króliki z kapelusza.

Jak na razie, obecne rozgrywki układają się dla Grampusu znakomicie. Jako jedyna drużyna ma na koncie komplet zwycięstw. Traci punkt do liderującego Kawasaki, ale ma rozegrane jedno spotkanie mniej. Bezpośredni kontakt z krajowym potentatem to dla Nagoi wielka rzecz. Zwłaszcza, że jeszcze niedawno była blisko opuszczenia szeregów J1 League. Oczywiście, niewiadomą jest forma drużyny po przerwie czy wtedy, gdy dojdzie jej gra na froncie Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Bez względu na to, co się wydarzy, fantastyczna postawa Nagoi Grampus jest dowodem na to, że warto być konsekwentnym i na rzecz wyników warto poświęcić trochę błyskotliwości.

Autor tekstu: Bartek Gabryś

Wyświetleń: 327

Autor tekstu: azjagola

Social media

Strefa sponsorowana

Hensfort

Lwowski Baciar

Pewniaczek.pl

Azjagola na Twitterze

Obserwuj mnie na Twitterze