TEKST JEST WYŁĄCZNIE OPINIĄ AUTORA I NIE JEST STANOWISKIEM CAŁEJ REDAKCJI AZJAGOLA.COM

Zapewne większość z nas pamięta finał Puchar Króla z 2011 roku, w którym Real Madryt pokonał FC Barcelonę 1:0 po golu Cristiano Ronaldo. Spotkanie to stało na absolutnie najwyższym poziomie i nie mogło być inaczej, bo mierzyły się ze sobą dwie najlepsze drużyny na świecie. Tamto spotkanie zapamiętamy w dużej mierze jako majstersztyk Jose Mourinho. Portugalczyk świadomy był siły ofensywnej FC Barcelony Pepa Guardioli i wiedział, że Katalończycy mają wszystko, aby zdominować Real w środku pola. Dlatego zdecydował się na wystawienie w pomocy Xabiego Alonso, Samiego Khediry oraz… Pepe. Ruch ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Real Madryt skutecznie hamował ofensywne zapędy Barcy, a sam Pepe swoją nieustępliwością i agresywnością skutecznie przecinał ataki rywala, samemu czasami podłączając się do ofensywy. Dzięki temu Real Madryt pokonał rywala z północnego-wschodu Hiszpanii 1:0 i sięgnął po Puchar Króla.

Zastanawiacie się już pewnie dlaczego o tym piszę. Otóż ten jakże dobitny przykład miał pokazać jedno z najlepszych ustawień stopera w pomocy oraz inteligentne, niespodziewane i niezwykle skuteczne manipulowanie ustawieniem i składem. Ten przykład jest kontrastem dla próby czegoś podobnego w wykonaniu trenera FC Tokyo, Kenty Hasegawy. W spotkaniu z Kobe jednym z pomocników był właśnie etatowy środkowy obrońca Masato Morishige. Obok niego ustawiony był Shuto Abe, a ostatnim ustawionym bliżej środka pomocnikiem był Keigo Higashi, którego ulubiona pozycja obejmuje obszar skrzydła. Determinacja Hasegawy, aby zaskoczyć wszystkich, w tym pewnie własnych zawodników była tak wielka, że ten dodatkowo postanowił wyjść z przodu z trójką Leandro – Adailton – Tagawa, sadzając na ławce Nagaiego i Diego Oliveirę.

Taktyczne akrobacje Hasegawy okazały się jednak tak skuteczne jak rzut karny Leo Messiego w Paryżu. Hasegawa co prawda wystawiał już Morishige w środku pola i uczynił to na przykład w poprzedniej kolejce, gdy w przerwie spotkania z Cerezo Osaką przesunął zawodnika do przodu zastępując go z tyłu Oumarim. I to zadziałało perfekcyjnie. Ale. Pomoc oraz styl gry “Wiśni” odbiegają nieco od składu i stylu gry Visselu Kobe. Trener Tokyo nie przemyślał więc chyba swojego ruchu i uznał, że jeżeli zadziało kilka dni temu to musi zadziałać i tym razem. Trzeba przyznać, że bardzo dobre spotkanie zagrał młody Shuto Abe, ale nie przekonał do siebie właśnie Morishige. Jego przyzwyczajenie do pozycji stopera sprawiło, że w 85. minucie Goke oddał strzał nie będąc atakowanym przez defensywnego pomocnika, bo ten przebywał głęboko we własnym polu karnym. Jego próba doskoku była więc bardzo spóźniona i otworzyła rywalowi drogę do pobiegnięcia za strzałem i dobicia go do pustej bramki. Tak, dobrze przeczytaliście.

Goke oddał strzał i trafił w słupek.

Przebiegł sobie spokojnie obok statycznie stojących obrońców Tokyo i dobił swój własny strzał.

Winą należy obarczyć tutaj nie samego Morishige, ale dosłownie całą defensywę FC Tokyo, której postawa jest trudna do racjonalnego wytłumaczenia. Wytłumaczenia nie ma także przy stracie pierwszej i drugiej bramki. Prześledźmy je po kolei.

5 minuta: 0-1 Douglas.

Akcja Kobe przeprowadzona zupełnie pustym środkiem pola (który w głowie Hasegawy miał być zagęszczony) i zakończona nieskutecznym strzałem Goke. Niestety zupełnie nieatakowany przez nikogo Nakamura postanowił w panice oddalić zagrożenie i… trafił w plecy stojącego tuż obok niego kolegi z drużyny, Oumariego. Odbita futbolówka spadła pod nogi Inoue, ten szybko dograł ją do niekrytego Douglasa, a ten strzelił jedną z łatwiejszych bramek w swojej karierze.

Drugi gol. 65 minuta: 0-2 Douglas

Podobna sytuacja. Przypadkowo odbita piłka, niezorientowana obrona i strzał Douglasa z najbliższej odległości.

Mógłbym pochwalić Hasegawę za “świetne zmiany”, bo zmiennicy strzelili oba gole dla Tokyo… ale no nie. Diego Oliveira i Kensuke Nagai to nie są zawodnicy, którzy powinni być trzymani na ławce rezerwowych. Okej, można pomyśleć, że Hasegawa miał specjalny plan dla obu zawodników i można nawet powiedzieć, że ten plan wypalił, bo obaj trafili do siatki, ale należy pamiętać, że przy dość często robiącej miejsce defensywie Kobe trzeba było postawić na obu zawodników od początku meczu. Akcje ofensywne z pewnością wyglądałyby inaczej gdyby Adailtona, albo Leandro wspierał ktoś ze wspomnianej dwójki, a nie Kyosuke Tagawa. Z całym szacunkiem dla byłego zawodnika Saganu Tosu, ale zagrał on po prostu słaby mecz i potwierdziło to błąd Hasegawy, który źle dobrał skład w niemal każdej formacji. Kolejny błąd, który przed meczem można było łatwo przewidzieć.

Niestety komedia w wykonaniu FC Tokyo zakończyła się tragedią i porażką na własnym stadionie. I to w meczu, który był do wygrania. Indywidualne błędy poszczególnych zawodników przyczyniły się do porażki, ale głównym aktorem tego upiornego spektaklu zdaje się być Kenta Hasegawa. Patrząc na FC Tokyo pod jego wodzą nie da się nie odnieść wrażenia, że “Gazownicy” nie są w stanie przeskoczyć pewnego poziomu i grozi im po prostu przeciętność. A jest to niedopuszczalne przy takiej kadrze i takich możliwościach, jakie z pewnością FC Tokyo posiada. Kibicom klubu ze stolicy Japonii pozostaje jednak nadzieja, że włodarze klubu pójdą po rozum do głowy i pożegnają się z mało sympatycznym i okazującym dyktatorskie zapędy trenerem, który od początku swojej pracy na Ajinomoto nie wyciąga żadnych wniosków.

Wyświetleń: 388

Autor tekstu: Kamil Gala

Social media

Strefa sponsorowana

Hensfort

Lwowski Baciar

Pewniaczek.pl

Azjagola na Twitterze

Obserwuj mnie na Twitterze