W dzisiejszej Japonii żyje ok. 126 milionów ludzi, a w składzie drużyny narodowej można mieć maksymalnie 23 zawodników, więc nie jest to możliwe, żeby umieścić wszystkich obywateli w jednym zespole. Każdy Japończyk od dziecka marzy o grze w kadrze „Niebieskich Samurajów”, ale nie wszystkim może się to udać. Dlaczego? Słaba forma, urazy i nie tylko. Mamy tutaj jeszcze kilka powodów, przez które japońscy piłkarze nie grają/ grali dla swojej ojczyzny – pochodzenia rodziców, miejsca urodzenia danego zawodnika w innym kraju czy wieloletnie pobyty w klubie zagranicą, w którym pozyskuje paszport i po chwili dostają powołanie od trenera do reprezentacji. W tym przypadku było sześciu, a dzisiaj można oglądać ich w czterech państwach: Filipiny, Hongkong, Stany Zjednoczone i Haiti.
Pierwszym przystankiem jest Nowa Zelandia, gdzie 29 października 1988 roku przyszedł na świat Kayne Vincent. Imię i nazwisko nie wyglądają na japońskie, ale ma mocno powiązane z Japonią. Otóż jego ojciec jest Nowozelandczykiem, a matka jest właśnie Japonką. Występuje na pozycji napastnika. Na początku kariery szkolił się w trzech lokalnych klubach z Auklandu, z którego pochodzi. W 2007 roku po raz pierwszy przeniósł się do Japonii, a dokładnie do Cerezo Osaka – zespół występował wówczas w J2. W klubie nie był pierwszym wyborem trenera i po pół roku odszedł do Gainare Tottori. Niestety w ekipie z miasta leżącego nad Morzem Japońskim napastnik doznał kontuzji i przez to nie zagrał zbyt długo. W tej sytuacji Kayne Vincent postanowił wrócić na Antypodów i związał umowę z Waitakere United. W późniejszym czasie napastnik pożegnał się z klubem i zaczął podróżować po świecie – najpierw grał w trzech różnych zespołach z Indii, później wskoczył na chwilowo do FC Gifu. Następnie zarabiał na chleb w Tajlandii i stąd dostał pierwsze powołanie od Anthony’ego Hudsona do kadry „Kiwi” na listopadowe mecze towarzyskie z Chinami i Tajlandią. W drugim meczu tymczasowy napastnik Songkhla United rozegrał łącznie… 24 minuty. Po jego debiutanckim występie przestał reprezentować Nową Zelandię i kontynuował dalej karierę w Tajlandii, a później w Malezji. Obecnie Kayne Vicent występuje w zespole z 2. ligi tajskiej – MOF Custom United. W tej drużynie 30-latek trenuje z dwoma Japończykami: Goshi Okubo i Masaya Jitozono, którzy mają na koncie wielu występów na zapleczu japońskiej ekstraklasy. W życiu prywatnym jest współwłaścicielem firmy odzieżowej Offside Couture.
Na Filipinach zarejestrowano dwóch japońskich zawodników, którzy reprezentowali (-tują) ten właśnie kraj. W sierpniu 2014 roku na wyspę Luzon przyleciał Satoshi Otomo z tajskiego Trat FC i podpisał kontrakt z Global Makati F.C. W trzecim miesiącu pobytu w klubie z Manili pomocnik zdecydował na grę dla Filipińskiej reprezentacji ze względu na matkę, która jest Filipinką i został szybko powołany na spotkanie sparingowe z Tajlandią i Kambodżą. Piłkarz pochodzący z Sakae zadebiutował u Michaela Weißa w pierwszym meczu, a pięć dni później przesiedział na ławce rezerwowej. Po przerwie reprezentacyjnej niemiecki selekcjoner już kompletnie przestał go zabierać na kolejne mecze międzypaństwowe. W kwietniu tego roku ogłosił zakończenie kariery. Ostatnio występował w zespole z Kanto Soccer League – Tokyo 23 FC.
Kolejnym piłkarzem w filipińskiej kadrze to Daisuke Sato (na zdjęciu) z tajskiego Muangthong United. Obrońca urodził się 25 lat temu w Davao City na wyspie Mindanao. W kwietniu 2014 roku lewy obrońca zadebiutował w drużynie narodowej w spotkaniu towarzyskim przeciwko Nepalowi, a pięć miesiący później zaliczył pierwszego gola w meczu z Birmą. Do tej pory wychowanek Urawy Red Diamonds ma już rozegrane 47 spotkań, w których zdobył 3 bramki. Niedawno po raz pierwszy w karierze uczestniczył w Pucharze Azji, gdzie jego Filipiny przegrały trzy spotkania i szybko spakowali się do domu… W przeszłości Filipińczyk z japońskim paszportem występował w klubach z Rumunii i Danii.
Od dziewięciu lat w Hongkongu zamieszkuje pomocnik Yuto Nakamura. Ten zawodnik nigdy nie wystąpił w J.League. Pierwsze kroki w futbolu stawiał właśnie w Urawa Red Diamonds, gdzie nie udało mu się awansować do pierwszego składu i postanowił wyruszyć w świat. W zimie 2009 roku Japończyk przeniósł się na zasadzie wolnego transferu do HK Pegasus z tokijskiego uniwersytetu – Aoyama Gakuin. Po roku gry w tamtejszej lidze pomocnik został zauważony przez przedstawicieli klubu z drugiej ligi portugalskiej – Portimonense SC i bez chwili zastanowienia przeprowadził się do tego klubu. W Portugalii nie zrobił wielkiej kariery, gdzie mógł mieć szansę na podbicie Europy. Niestety w nowym zespole miał problemy z przebiciem się do jedenastki. Po rocznym wypożyczeniu wrócił do miasta portowego, gdzie do dzisiaj zawodowo gra w piłkę. W październiku ubiegłego roku Yuto Nakamura odzyskał obywatelstwo tego regionu i został szybko powołany przez angielskiego trenera Gary White’a (niedawno prowadził zawodników Tokyo Verdy) do reprezentacji Hongkongu. Na swój debiut pomocnik nie musiał czekać długo. Zaledwie 2 dni po odebraniu paszportu zaliczył pierwszy oficjalny występ przeciwko Indonezji, gdzie spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. Obecnie można go obserwować w Tai Po, gdzie trafił na roczne wypożyczenie z Kitchee F.C. W tej drużynie grał już w latach 2016-2018. Pod koniec września pomocnik strzelił wyrównującego gola dla „Zielonych Wojowników” na wyjeździe z Eastern AA 3:3.
W Kanadzie od wielu lat są tradycyjnie „farbowane lisy”. Ta reprezentacja posiada wielu zawodników, którzy mają rodzinne korzenie w innym kraju. Wśród nich znalazł się jedyny waleczny Samuraj – Issey Nakajima-Farran. Urodził się w Calgary w stanie Alberta, a jego familia pochodzi z Japonii i Zimbabwe. W wieku 3 lata wraz z rodzicami przeprowadzili się do Tokio. Posiada także młodszego brata Parisa, który nie miał za sobą udanej przygody z piłką. Na początku kariery młody skrzydłowy uczył się w gry w piłkę w akademii Tokyo Verdy, po czym na dwa lata przeniósł się do Crystal Palace. Jednak Issey zdecydował się na powrót do ojczyzny i podpisał umowę z Albirexem Niigatą. Został od razu podrzucony do rezerwowego składu „Łabędzi” do… Singapuru, który jest klubem satelickim. Na maleńkiej wyspie prezentował się na tyle dobrze, że zgarnął nagrodę Odkrycia Roku w S.League i przy okazji dostał zaproszenie od tamtejszej federacji – FAS do gry dla kadry miasta-państwa U-21. Po dwuletnim występie w Mieście Lwa Issey rozpoczął niezwykłą podróż po świecie w poszukiwaniu kariery, podczas której zwiedził aż 5 państw, m.in.: AC Horsens, Brisbane Roar, Toronto FC czy Pahang FC. W 2006 roku w czasie pobytu w duńskim Vejle BK napastnik dostał pierwszy telefon od Stephena Harta w powołaniu do reprezentacji Kanady, a swój debiut zaliczył w przegranym meczu towarzyskim z Węgrami 0:1. Niecałe dwa lata później Issey świętował premierowego gola dla kadry „Canucks” w wygranym meczu z Saint Vincent i Grenadynami 3:0, gdzie jego drużyna narodowa walczyła o bilet do RPA na Mistrzostwa Świata. Obecnie napastnik ma swoim koncie posiada 38 meczów i jedną bramkę – czterokrotnie wystąpił na Gold Cup. W lutym 2016 roku Issey wybiegł po raz ostatni w koszulce z liściem klonowym na piersi, gdzie rywalizował na boisku ze piłkarzami Stanów Zjednoczonych. Do dzisiaj Issey reprezentuję Pacific FC, która od kwietnia wystartowała w kanadyjskiej ekstraklasie – Canadian Premier League. Transfermarkt wycenia zawodnika na kwotę 125 tysięcy euro.
W Ameryce Północnej znajdziemy kolejnego zawodnika z japońskimi korzeniami. Bobby Wood z kadry „Jankesów”. Napastnika można rozpoznać po charakterystycznych rysach twarz zdradzających jego pochodzenie od strony matki Japonki. On urodził się w Hononolu na Hawajach położonych na Oceanie Spokojnym. Od 12 lat biega na niemieckich boiskach – TSV 1860 Monachium, Erzegebirge Aue, Union Berlin, a teraz jest piłkarzem HSV. W 2013 roku znalazł się w 35-osobowej kadrze Jürgena Klinsmanna na Gold Cup. Ostatecznie nie pojechał z nimi, gdzie w późniejszym czasie jego koledzy sięgnęli po 5-te trofeum. Po niecałym miesiącu triumfowania, Bobby Wood zadebiutował w barwach narodowych USA, w meczu z Bośnią i Hercegowiną. Niecałe dwa lata później po raz pierwszy pokonał holenderskiego bramkarza w szalonym starciu w Amsterdamie. W obecnym czasie napastnik ma już rozegrane 45 meczów, w których zdobył 13 goli. Ciekawostką jest fakt, że ten amerykański snajper miał okazję współpracować na boisku z… pięcioma reprezentantami Japonii. W poprzednim sezonie spędził na wypożyczeniu w Hannoverze 96, gdzie na co dzień spotykał się z Takumi Asano i Genki Haraguchi. W czasie gry w Hamburger SV w Bundeslidze Amerykanin podawał piłkę do Gotoku Sakai oraz Tatsuya Ito. Cztery sezonu wcześniej był partnerem Yuyi Osako w ataku ekipy z niebieskiej części Monachium.
Młodszy kolega Daigo Kobayashiego (Birmingham Legion FC) z boiska Zachary Herivaux obecnie jest reprezentantem Haiti. Przed pierwszym powołaniem do tej reprezentacji miał z okazji wybrać USA i Japonię, gdzie łączą go korzenie. 23-latek urodził się w Osace, ale nigdy nie zagrał w klubie z J.League. Warto dodać, że jest kuzynem Naomiego Osaki, która jest jedną z trzech najlepszych tenisistek świata. Po urodzeniu pomocnik wraz z rodzicami wylecieli na stale do Stanów Zjednoczonych, gdzie do dzisiaj mieszka i wykonuje swój zawór. W 2017 roku Zachary Herivaux po raz pierwszy wystąpił w barwach narodowej Haiti w meczu towarzyskim przeciwko… Japonii! Niedawno Haitańczyk wraz ze swoją kadrą uczestniczył w tegorocznym Gold Cup, gdzie sensacyjnie dotarli do półfinału. Obecnie pomocnik grywa na wypożyczeniu w Birminghanu Legion z New England Revolution.
Przez 11 lat w reprezentacji Szwecji występował napastnik Stefan Ishizaki, który ma ojca z Japonii. Mimo pochodzenia nie zna języka japońskiego ani nie posiada paszportu tego kraju, ale za to jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy Allsvenskanu. Przez większości kariery był mocno związany z AIK Solną oraz IF Elfsborgiem, gdzie sięgnął po mistrzostwa Szwecji i Svenska Cupen. Poza Szwecją napastnik spróbował swoich sił w Genoa, Vålerenga Fotball oraz LA Galaxy. Przygoda ze szwedzką kadrą rozpoczął w 2001 roku na Wyspach Owczych, a jedenaście lat później zakończył ją w Bahrajnie – rozegrał łącznie 13 oficjalnych meczów. Od poprzedniego sezonu Szwed strzela gole dla IF Elfsborgu.
Przenieśmy się na Islandię, gdzie niedawno dostałem bardzo fajną ciekawostkę od Piotra Giedyka, redaktora naczelnego Piłkarska Islandia na FB. W krainie wulkanów od urodzenia rezyduje piłkarz o imieniu Björgólfur Hideaki Takefusa. Historia japońskiego Wikinga jest dość ciekawa, ale niestety też… smutna. W wieku czterech lat jego ojciec (był nauczycielem karate i właścicielem sklepu instrumentalnego) zostawił swoją żonę oraz dzieci i wrócił do Japonii. Rok później przestał być członkiem rodziny. W 1998 roku B.H Takefusa rozpoczął karierę w Þróttur Reykjavík, a pięć lat później został po raz pierwszy powołany przez Ásgeira Sigurvinssona do reprezentacji Islandii. Islandczyk pojawił się na placu gry na dziesięć minut przed końcem spotkania z Meksykiem 0:0. Po zgrupowaniu napastnik nadal grywał na wyspie i nigdy nie myślał o wielkich pieniądzach na Starym Kontynencie. Najlepszym okresem w jego karierze był 4-letni pobyt u wielokrotnego mistrza kraju KR. W 2009 roku powrócił do islandzkiej kadry, gdzie w tamtym czasie była w wielkim kryzysie i spadła na 92. miejscu w światowym rankingu FIFA. Ostatecznie Samuraj-Wiking nie pograł zbyt długo i nie udało mu się zdobyć ani jednego gola dla drużyny narodowej. W meczu z Gruzją oraz Iranem rozegrał łącznie 11 minut… Mimo nieudanej przygody z kadrą Björgólfur może pochwalić się dwoma tytułami króla strzelców Landsbankadeild (dziś Pepsi Max deildin). Obecnie napastnik ma już 39 lat na karku i występuje w zespole z 3. deild karla – KV, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym tego kraju.
„Już mocno przeszły zawodnik, który niemal całkowicie znikł medialnie z islandzkiego futbolu. Nie rozstał się z piłką jednak całkowicie, bo gra amatorsko dla KV Vesturbaer na czwartym poziomie rozgrywkowym i wciąż strzela bramki. Jako piłkarz bardzo zdolny technicznie, czego na boiskach ligowych w tamtych czasach (1998-2010) próżno było szukać, bo przeważała chaotyczna gra siłowa. Najbardziej zasłużony w KR Reykjavik, z którym zazwyczaj jest kojarzony. Zasłynął również ze swojej lojalności dla kilku islandzkich drużyn, kiedy zagraniczne kluby pytały o niego i składały oferty. Björgólfur przyznawał, że jest bardzo mocno związany z Islandią i nie wyobraża sobie mieszkać i grać gdzie indziej. W ten sposób rozegrał w sumie 182 mecze w ekstraklasie (83 bramki), 51 spotkań na jej zapleczu (17 bramek) oraz 40 meczów i 20 goli w krajowym pucharze. Również w meczach międzynarodowych miał swoje pięć minut, pokonując w barwach KR bramkarzy AE Larisa, FC Basel czy Glentoran FC. Nic więc dziwnego, że otrzymał trzykrotnie szansę gry w reprezentacji, chociaż tam jednak poziom był zdecydowanie inny niż obecnie i ciężko było cokolwiek ugrać z większością innych drużyn narodowych”.
Ostatnim zawodnikiem tego tekstu, którego możecie nie spodziewać się albo sprawi wam niespodziankę ujrzenie go tutaj. Oto proszę państwo przed Nami… David Silva. Zaskoczeni? Tego Pana nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, ale warto wiedzieć, że przyszedł na świat na wyspach Kanaryjskich, spłodzonym z hiszpańskiego ojca i matki pochodzącej z Japonii – tak twierdzą lokalne media. Z resztą można to zauważyć po wyglądzie, szczególnie po oczach, które mogą świadczyć o jego pochodzeniu. Nigdy pomocnik nie wspomniał o swojej matce w wywiadzie czy w TV. W latach 2006-2018 reprezentował Hiszpanię, gdzie zagrał dla niej 129 meczów i zaliczył 37 trafienia – dwukrotnie wygrał Euro (2008 i 2012) i raz sięgnął po Puchar Świata w RPA w 2010 roku. Po odpadnięciu z Rosją na MŚ 2018 pomocnik zakończył reprezentacyjną karierę. W trakcie letniego okna transferowego dziennikarze spekulowali, że 33-latek był na celowniku Visselu Kobe. Niestety był taki problem, że ekipa z NOEVIR Stadium miała już przekroczone limit obcokrajowców. W każdej drużynie z J.League może grać maksymalnie 5 zawodników z poza granicy, więc David Silva pozostał w zespole mistrza Anglii. Po zakończeniu sezonu 2019/2020 Hiszpan odchodzi z Manchesteru City.
Oprócz wymienionych zawodników z powyższego artykułu, piłkarzy pochodzenia Japońskiego mogło być znacznie więcej. Obrońca FC Gifu Tadashi Takeda porusza się na co dzień z malezyjskim paszportem, ale nigdy nie zastanawiał się nad grą w reprezentacji Malezji. W 2007 roku Masakatsu Sawa jako zawodnik Deportivo Municipal został zaproponowany przez peruwiańską federację piłkarską do reprezentowania kraju. Ostatecznie Japończyk szybko odrzucił je, ponieważ nie chciał stracić japońskiego obywatelstwa. Czy w najbliższej przyszłości będziemy oglądać kolejnych Samurajów reprezentujących inne kraje na arenie międzynarodowej? Kto wie?
Autor tekstu: Klemens Przybył – J.League-Poland.
Wyświetleń: 364