Czwartego czerwca miały miejsce derby Azji na Polskiej ziemi podczas meczu Mistrzostw Świata U20 pomiędzy Koreą Południową a Japonią.
Dla każdego fana piłki Azjatyckiej było to wielki święto, od momentu wejścia na stadion (a nawet i przed nim) czuło się atmosferę piłkarskiego święta a rzesze przybyłych na mecz Japończyków i Koreańczyków dodawały kolorytu meczowej otoczki.
Biorąc pod uwagę, że na papierze spotyka się dwóch najbardziej zażartych wrogów na kontynencie Azjatyckim, oczekiwać można było aktów wzajemnej agresji kibiców obu drużyn. Gdzie tam, Azjaci pokazali, co znaczy kultura kibicowania i prócz pojedynku na przyśpiewki i pozytywny doping, uraczyli nas tylko lekcją fair play i dobrego wychowania.
Była to świetna lekcja, jak można nawet najbardziej zacięty mecz oglądać ramię w ramię z najgorszym wrogiem nie tracąc choćby na chwilę fasonu.
Na mecz przybyłem w towarzystwie ojca oraz piłkarza Polonii Przemyśl Vlada Terentieva, który wbrew aktualnie Podkarpackiego żywota jest mocno emocjonalnie związany z Japonią ze względu na swoje życiowo-sercowe perypetie jak i piłkarskie (więcej o tym, już za niedługo).
Spotkanie rozpoczęło się od szarpania Koreańczyków, ale to Japończycy w 8 minucie po rzucie rożnym stworzyli jako pierwsi groźną sytuacje. W kolejnych minutach pierwszej połowy mieliśmy koncert Japońskiej Tiki Taki w trakcie, której niebiescy samurajowie pobijali rekordy świata pod względem posiadania piłki. Piłkarze z kraju kwitnącej wiśni sprawiali wrażenie jakby w każdej strefie boiska było ich dwa razy więcej, byli ruchliwi a precyzja ich podań była znakomita, co w całokształcie malowało obraz wysokiej kultury gry.
Niestety z nabijania 80% posiadania piłki bez uderzeń na bramkę (ledwie 2 groźne akcje przez 45 minut) gole się nie nastrzelają.
Koreańczycy z kolei ustawieni 5-3-2 skupiali się na przyjmowaniu Japończyków na własnej połowie i najprostszymi (wręcz prymitywnymi) środkami, jak wykopy w stylu futbolu amerykańskiego próbowali kontrować.
Efekty był taki, że Korea grała ustawieniem dzięki któremu Japonia nie była wstanie ich w żaden sposób uszkodzić, ale jednocześnie nie potrafili zamienić więcej niż 3 podania i wyjść z własnej połowy.
W skrócie oba zespoły zaszachowały się wzajemnie, powstał impas niezbyt przypadający do gustu Polskiej publiczności.
Druga połowa to już piękne show doceniane zarówno przez przybyszów z Azji jak Polskich neutralsów na stadionie. Obie drużyny już w pierwszych paru minutach zrobiły więcej akcji ofensywnych niż przez całą pierwszą połowę.
W 51 minucie Japonia co prawda strzeliła bramkę, ale po ofsajdzie który był tak ewidentny, że sympatyczny dziadek siedzący przed nami w nerwach wykrzyczał jeszcze przed decyzją VARU: Tam był spalony na parę metrów, ten sędzia jest jakiś ciemny.”
Epitet, który ze względu na kolor skóry, sędziego nie wiadomo czy potraktować, jako rasizm czy ocenę kompetencji. Powtórki ujrzane dopiero po powrocie do domu, ukazały, że owszem spalony parometrowy był ale nie strzelca bramki – tak więc prawda leżała po środku :>
(radość po nieprawidłowym golu)
Obraz gry odmienił się o 180 stopni po zmianie taktyki przez Koreańczyków, z 5-3-2 na 4-4-1-1.
Trener Chung Jung-Yong przeprowadził również świetną zmianę, skrzydłowy z numerem 11 Eom Won-Sang co rusz, napędzał akcje Korei robiąc przewagę na swojej prawej stronie. Lewy obrońca Toichi Suzuki kompletnie sobie z nim nie radził, prokurując mnóstwo niebezpiecznych akcji. Druga zmiana skrzydłowego – Jeon Se-Jina zaowocowała najładniejszą akcją indywidualną meczu w 93 minucie meczu – a szkoleniowiec Jung-Yong mógł cieszyć się z lepiej ustawionych pionków na szachownicy. Koreańczycy w pewnym momencie zdominowali Japończyków – ale od czego są super umysły w Azjatyckim świecie trenerów, Masanaga Kagayama dokonał korekty ustawienia, wprowadził Keite Nakamurę i jazda!
Oglądaliśmy wymianę ciosów w której górą była ekipa Korei, kiedy to dośrodkowanie studenta Choi Juna (jedno z odkryć MŚ) wylądowało na głowie wieżowca Oh Se-Huna. “Policjant” z Asan Mugunghwa uderzył niczym za najlepszych czasów Jared Borgetti nie dając szans świetnie dysponowanemu na tych MŚ bramkarzowi Tomoyi Wakaharze.
Niejeden przychylny Japonii kibic, wykrzyczał “Oh Fuck!” dzięki czemu jednocześnie wyraził zaistniało sytuacje jak i wymienił strzelca bramki.
Do końca meczu, jedni i drudzy stwarzali sobie okazje strzeleckie jednak wynik 1-0 nie zmienił się do końcowego gwizdka.
Mecz stojący na wysokim poziomie zakończył się ogromnym niedosytem, zarówno kibice jak i piłkarze zasługiwali po tak wyrównanym oraz efektownym spektaklu na dogrywkę i karne.
Japończyków było żal ogromnie, biorąc pod uwagę nie tylko wydarzenia z tego meczu, ale i z faktu przejścia mocnych rywali w grupie.
“Niestety czemuś biedny boś głupi, czemuś głupi boś biedny” – Samurajowie powinni w pierwszej połowie zamiast klepać w nieskończoność piłkę, strzelać w stronę bramkarza Koreańskiego który już mylił się na tym turnieju (mecz z Argentyną).
W drugiej połowie długo nie mogli wyjść z szoku (i własnej połowy) iż rywal na drugie 45 minut zmienił niedopoznania styl gry i nastawienie
Dożywotni szacun dla trenera Kageyamy, za jego nieustanne doradzenie przy linii bocznej, dzięki czemu Japończycy zaczęli znajdować słabe punkty w zyskującym pewność przeciwniku.
Żałować można również zbyt późnego wpuszczenie na boisko swojej klasycznej 9 Taichi Hary, mierzący 190 cm bysior mógł być tak samo skuteczną bronią jak Oh w drużynie tygrysów Azji.
Koreańczycy dużo zawdzięczają swojemu bramkarzowi LEE GWANG-YEON’owi wielokrotnie ratującemu cztery litery i tak dobrze spisującej się obrony.
Czy wygrała drużyna lepsza ? Z pewnością konkretniejsza i skuteczniejsza (o jednego gola).
Jednak nie oszukujmy się, gdyby sparować drużyny w 10 potyczkach, jestem pewny, że końcowy bilans oscylowałby w okolicach 5 do 5.
Nie szedłbym jednak w retorykę w stylu, że Korea wygrała fartem, albo że przegrała drużyna dużo lepsza. Nie pomoże tłumaczenie, iż z wysokości trybun, nie było widać jednostronnej przewagi, jednych albo drugich..
Na ratunek głupocie niech przybędą w odsieczy statystyki.
Tak więc nie ma co gloryfikować jednych albo drugich, fani Japonii oraz Korei cieszyli się po prostu pięknym, emocjonującym meczem. Nie zauważyliśmy na stadionie jakiegoś rajcowania się porażką rywali czy hejtu do zwycięzców, a wręcz przeciwnie rozpłakani Japończycy po meczu otrzymali oklaski nawet od przybyłych fanów Korei.
Uczmy się wredne Europejskie pitoki! Niech hasła o fair play nie będą pustymi sloganami.
Meczycho jeszcze świruje w mojej głowie, a atmosfera wspólnej zabawy z Azjatami napawa mnie paradoksalnie smutkiem…”że to już koniec i nie wróci więcej.”
Korea Południowa trafiła na naszych niedawnych grupowych rywali – Senegal, mecz odbędzie się 8 czerwca w Bielsku Białej.
Japonii kłaniamy się za fantastyczną grę na turnieju, wiele dzbanów nie dawało im szans na wyjście z tak silnej grupy (Włochy, Ekwador, Meksyk).
Azja Gola będzie śledzić poczynania tych utalentowanych chłopaków.
Ganbare Nippon!
PS.
Po spotkaniu Koreańczycy byli na tyle mili, iż zeszli do “ludu” i z buddyjską cierpliwością pozowali do zdjęć oraz podpisywali autografy.
19 letni obrońca LEE JI-SOL (Daejeon Citizen FC) przechwycił komórkę Vlada aby pstryknąć sobie z Polskim łysolem zdjęcie.
Z kolei uczestnik już drugich mistrzostw świata U20 CHO YOUNG-WOOK machnął autograf na mojej sfatygowanej koszulce Korei Południowej.
Po wyjściu z stadionu, postanowiliśmy pomóc Japończykom nie mogącym wydostać się z okolic stadionu w Lublinie. Trochę wyczekaliśmy się na zamówioną dla sympatyków Urawy Reds taksówkę, jednak Vlad zaintrygował ich opowieściami o swoich Japońskich przygodach i familii.
That’s all folks – widzimy się w Bielsku Białej !
Autor tekstu: Adam Błoński
@Adam_Blonski
Wyświetleń: 656